M. Mofina-Olejnik: Przeżyte czy przeżute? Jak celebrujemy świąteczny czas?
Za nami Święta Bożego Narodzenia – szczególny czas, na który czekamy z utęsknieniem niemal przez cały rok. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego. W Święta rezygnujemy z gonitwy dnia powszechnego, zatrzymujemy się na chwilę, odkładamy na bok obowiązki i troski, cieszymy bliskością rodziny, przyjaciół i dzielimy radością płynącą z Betlejemskiego Żłóbka. Święta Bożego Narodzenia są w polskiej tradycji piękne i wyjątkowe – wyczekiwanie pierwszej gwiazdki, wieczerza wigilijna, która jest szczególnym rodzajem domowej modlitwy, dzielenie się opłatkiem, sianko pod białym obrusem, pusty talerz przygotowany dla dusz naszych zmarłych lub zbłąkanego gościa, tradycyjne potrawy, wspólne śpiewanie kolęd, obdarowywanie się prezentami, Pasterka… Tak. Kochamy Boże Narodzenie…
…A najbardziej Boże Narodzenie kochają sprzedawcy… Wtórują im media, telewizja, radio, kolorowa prasa. Przekaz jest jasny – duchowy wymiar Świąt nie jest w zasadzie istotny, ważny jest aspekt komercyjny, wszystko co da się wycenić i kupić.
Gorączka sprzedaży ogarnia handlowców już na początku listopada, wtedy też w sklepach pojawiają się pierwsze świąteczne iluminacje, a z głośników zaczynają płynąć Bożonarodzeniowe nuty. To początek zakupowych „żniw”, bo przecież kochamy Boże Narodzenie i marzymy, by te Święta były wyjątkowe. Wyjątkowe, czyli właściwie jakie? No z piękną strojną choinką, bogatymi dekoracjami, stołem uginającym się od pysznych dań i łakoci, i oczywiście prezentami. Handlowcy, głównie poprzez wszechobecne reklamy, wmawiają nam, że im więcej – tym lepiej, im drożej – tym zacniej. Nie ma oczywiście niczego zdrożnego w pięknie ubranej choince, odświętnie udekorowanym domu, czy obdarowywaniu się podarunkami. Przepych świątecznych dekoracji, tak różny od codziennej szarzyzny, ma prawo się nam podobać, a nawet nas zachwycać, ale ta wizualna część Świąt, nie może być najważniejsza, a często najważniejszą jest, bo Boże Narodzenie oblepione jest tak mocno pustą komercją, że, cytując wieszcza, „świeci się jak szczupak w szafranie”. Nie złoto to raczej, ale zwykły tombak.
Jakiś czas temu na jednym z portali internetowych pojawił się pewien komentarz.
Często okazuje się, że niestety tak… Już w samym popularnym określeniu „magia Świąt” kryje się fałszywa nuta, bo słowo ‘magia’ odnosi się do pogańskich praktyk, zabobonów i czarów. W tym roku Mikołaj w jednej ze stacji radiowych nie był już Święty, a Świetny, niby nic, mała zabawa jednym dźwiękiem, ale już wydźwięk semantyczny – całkowicie zmieniający znaczenie. Co prawda radiowy Mikołaj nadal przynosił prezenty, no ale przecież najważniejsze jest, by dostać, by mieć. Z tym całym nazewnictwem to w ogóle jest kłopot, „postępowe” siły na Zachodzie Europy już dwoją się i troją jak tu zakazać słów – Boże Narodzenie, bo przecież nie można „gorszyć” przedstawicieli innych religii. Tolerancja – tak, ale bynajmniej nie dla katolików.
Czym kuszą nas sprzedawcy? Na przykład kalendarzami adwentowymi, w których odnajdziemy małe czekoladki – dla dzieciaków świetna sprawa. Kalendarz pozwala odliczać czas do Świąt i cieszyć się radosnym (w tym przypadku – słodkim) oczekiwaniem na Boże Narodzenie. A ponieważ handlowcy wiedzą, że dorośli to takie duże dzieci, to dla nas też szykują coś podobnego. Kalendarz pełen drogiej biżuterii, luksusowych kosmetyków, wyszukanych przysmaków albo, uwaga hit!, kalendarz z małymi buteleczkami alkoholu – każdego dnia inny smak, a może procent? Nic że to czas wstrzemięźliwości, codziennie jeden łyczek i tak zaprawionym krokiem przez Adwent prosto w Boże Narodzenie.
Prezenty. Kupujcie prezenty – krzyczą do nas reklamodawcy. I jak tu nie skorzystać, gdy rabat goni promocję, a promocja rabat, kupować trzeba, wszak okazje same się nie upolują. „Magia Świąt” sama się nie stworzy – przypominają wielkie koncerny, które w swoich świątecznych życzeniach słowo ‘Merry’ zastępują ‘happy’, a ‘Christmas’ – ‘holiday’. No ale co tu się dziwić, przecież Boże Narodzenie to właśnie takie „radosne zimowe wakacje”.
A jak kupimy już te wszystkie drogie prezenty, to trzeba pomyśleć też o naszych brzuchach i tak piękno wspólnego posiłku zastępowane jest obrazami obżarstwa. Nawet „boginie” fitnessu przypominają, że w Święta można sobie pofolgować, a telewizje śniadaniowe śpieszą z najlepszymi radami na przejedzenie – jakie herbatki, napary, tabletki, medytacje i sprawdzone techniki relaksacyjne, o zachowaniu zdrowego rozsądku cicho sza! W to nasze świąteczne jedzenie też nam wtykają nosa, bo może zamiast tradycyjnej smażonej rybki – boczniaki w panierce? Ktoś zapyta, co w tym złego, boczniaki w panierce są naprawdę smaczne, a że to kolejna ingerencja w tradycję, no trudno…
W tym roku natrafiłam też na intrygującą radiową dyskusję dotyczącą kolęd. Jeden z gości zauważył, że kolędy na antenie to raczej kiepski pomysł, bo mogą niektórych zasmucać, a nawet dołować. A pewnie! Kto by chciał ludzi dołować kolędami w takie „radosne zimowe wakacje”. Rzeczywiście nuta niektórych kolęd – „Lulajże Jezuniu”, „Gdy śliczna Panna”, „Cicha noc” – chwyta za serce, zwłaszcza za takie co jest niespokojne i pogubione…
„A co gdy prezenty już rozpakowane, a my mamy dość tych wszystkich choinek i pierników?” – pyta internetowy portal. A pewnie, że możemy mieć dość. Jeśli nie ma radości płynącej ze spotkania z Panem Bogiem, relacje z najbliższymi są płytkie i pełne wzajemnych pretensji, jeśli mamy tysiące znajomych w Internecie, a żadnego przyjaciela obok siebie, to rzeczywiście można mieć dość Świąt. Wtedy tę nieznośną pustkę trzeba wypełnić, a przejmującą ciszę rozproszyć. Jak? Z pomocą przychodzi, a jakże!, telewizja. A tam jedna „duchowa” uczta za drugą, a że programy czy filmy niekoniecznie świąteczne – „czasem to zaleta” – czytam na portalu.
Skala tej „świątecznej” komercji, pustoty, a niekiedy wręcz głupoty bywa porażająca. Najeść się, napić, kupić i dostać prezenty, a po wszystkim nabijać piki w telewizji – to główny przekaz medialny. Gdzie miejsce na duchowość w tym materializmie, do którego tak ochoczo zachęcają nas szeroko uśmiechnięte głowy z telewizora? Sprzedawcy i media dobrze wiedzą, że jesteśmy już od dawna kulturą obrazów, suflują nam więc klisze tak piękne, jak i złudne. I doprawdy trudno się nie naciąć na coś z „magii Świąt”. Najważniejsze, by w tym szaleństwie znaleźć równowagę. Skupić na spotkaniu z narodzonym Dzieciątkiem i radością z tego spotkania dzielić z najbliższymi. A jeśli w tym roku się nam nie udało, to pozostaje mieć nadzieję, że Pan Bóg – jak słyszymy w pięknej świątecznej kolędzie – „podaruje nam jeszcze jedno Boże Narodzenie”…
I wtedy to już na pewno się poprawimy, by Boże Narodzenie działo się dla ducha, nie tylko dla ciała.
M. Mofina-Olejnik