TWIERDZA WEWNĘTRZNA

Ten traktat, nazwany twierdzą wewnętrzną, napisała Teresa od Jezusa, zakonnica Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel, dla swych sióstr i córek zakonnic Karmelitanek Bosych (1).

IHS

1. Rzadko które zadanie, zlecone mi przez posłuszeństwo, wydało mi się tak trudne, jak rozkaz obecnie mi dany — napisania rzeczy o modlitwie. Naprzód dlatego, że nie czuję, by Pan mi udzielił zapału i ochoty do tej pracy, a po wtóre, że od trzech miesięcy cierpię takie osłabienie i taki szum w głowie, iż nawet w interesie naglącym ledwo coś zdołam napisać. Wiedząc jednak, że siła posłuszeństwa zwykła ułatwiać rzeczy na pozór niepodobne, ochotnie przystępuję do tej pracy, chociaż wola mocno się przed nią wzdryga. Nie dał mi bowiem Pan tyle cnoty i męstwa, bym umiała ciągle walczyć z ustawicznymi chorobami, jakie mię trapią i z nawałem wszelkiego rodzaju zatrudnień, bez zapierania siebie (2). Niech mnie więc wesprze Ten, który w tylu innych trudniejszych potrzebach działał we mnie i okazał nade mną moc łaski swojej; w Jego miłosierdziu pokładam całą ufność moją.

2. Sądzę też, że niewiele co więcej potrafię tu powiedzieć nad to, co już w innych księgach napisanych z posłuszeństwa powiedziałam, owszem, boję się, czy nie będzie to zupełnie to samo. Jestem bowiem dosłownie tak samo jak te ptaki, które uczą mówić, a które nie umiejąc nic więcej nad to, czego je wyuczono, wciąż to samo powtarzają. Jeśli zaś Pan zechce, bym powiedziała co nowego, sam mi wskaże, co mam mówić lub przypomni mi rzeczy dawniej powiedziane; będzie to dla mnie łaska bardzo pożądana, bo pamięć mam słabą, a chciałabym jednak odszukać w pamięci niektóre uwagi dobrze i trafnie, jak mię upewniano, powiedziane i powtórzyć je tu, zwłaszcza gdyby one zaginęły. A jeśliby Pan i tego mi nie użyczył, ja i tak korzyść będę miała, że przez posłuszeństwo natrudzę się i bólu głowy sobie przymnożę, choćby to nikomu innemu nie przyniosło pożytku.

3. Zaczynam więc w imię posłuszeństwa dziś, w dzień Trójcy Przenajświętszej, roku 1577 (3), w tym klasztorze Karmelu św. Józefa w Toledo, w którym obecnie przebywam, poddając się we wszystkim co tu powiem zdaniu tych, którzy mi to pisać kazali, a są to mężowie wielkiej nauki (4). Jeślibym coś powiedziała niezgodnego z tym, czego uczy święty Rzymski Kościół Katolicki, będzie to skutkiem nieświadomości, a nie złej woli mojej. Tego niech każdy na zawsze będzie pewny, bo nauce Kościoła św. zawsze byłam, jestem i z łaski Boga zawsze zostanę poddana. Niech On na zawsze będzie chwalony i uwielbiany, amen.

4. Ci, z których rozkazu piszę, mówią mi, że siostrom tych klasztorów Najświętszej Pani naszej’ z Góry Karmel potrzeba, aby im kto wyjaśnił pewne wątpliwości, jakie mają w rzeczach modlitwy. Ponieważ zaś, zdaniem ich, niewiasty łatwiej zrozumieją naukę podawaną im przez niewiastę, i nadto dla wielkiej miłości, jaką dla mnie mają, to, co sama im powiem, skuteczniej im trafi do serca, więc uważają, że praca moja, jeśli zdołam wykonać ją jak należy, będzie miała niejaką wartość swoją. Z tego więc powodu, w tym, co tu piszę, zwracam się do nich, gdyż byłby to chyba nierozum z mojej (s.223) strony sądzić, by ta praca moja mogła się na co zdać komu innemu. Wielką już łaskę Pan mi uczyni, jeśli choć która z sióstr skorzysta ze słów moich, by choć trochę więcej Go uwielbiać. On wie dobrze, że niczego więcej nie pragnę. Jest zaś rzeczą jasną, że jeśli zdarzy mi się coś trafnie powiedzieć, nie jest to moją zasługą i nie będą mi jej przypisywały, chybaby tyle im nie dostawało rozumu, ile mnie nie dostaje zdolności do podobnych rzeczy, jeśli Pan sam w miłosierdziu swoim mnie nie wspomoże.

MIESZKANIE PIERWSZE

ROZDZIAŁ l

Mówi w nim o piękności i godności duszy ludzkiej. — Objaśnia to za pomocą porównania stanowiącego myśl przewodnią całej księgi i mówi, jak wiele na tym zależy, byśmy znali tę godność naszą i umieli cenić łaski, jakie otrzymujemy od Boga, i że bramą do tej twierdzy wewnętrznej jest modlitwa.

l. Gdym dzisiaj, niezdolna nic wymyśleć ani nie wiedząc od czego zacząć to pisanie, polecone mi przez posłuszeństwo, klęczała na modlitwie i błagała Pana, aby On raczył mówić za mnie, nasunęło mi się na myśl to, co zaraz opowiem jako fundament niejaki i podstawa wszystkiego. Przedstawiła mi się dusza nasza jako twierdza cała z jednego diamentu albo na wskroś przejrzystego kryształu, podzielona na wiele rozmaitych komnat, podobnie jak i w niebie mieszkań jest wiele (1). Bo w istocie, siostry, jeśli dobrze rzecz zważymy, dusza sprawiedliwego nie jest niczym innym jak prawdziwym rajem, w którym, jak Pan mówi, z radością przebywa (2). Jakież bowiem, powiedzcie same, musi być to mieszkanie, w którym Król tak potężny, tak mądry, tak przeczysty, tak dobra wszelkiego pełny, rozkosz dla siebie znajduje? Daremnie szukam i nic nie znajduję, do czego by można było porównać przedziwną piękność i ogromną pojemność duszy ludzkiej. I w rzeczy samej, jak umysł nasz, jakkolwiek by był bystry, nie zdoła pojąć Boga, tak również ledwo może pojąć wielkość duszy, którą Bóg, jak nam to własnym słowem swoim oznajmia, (s.225) stworzył na swój obraz i podobną sobie (3). A jeżeli tak jest w istocie, na próżno trudziłybyśmy się, chcąc zrozumieć w zupełności całą piękność tej twierdzy; bo jakkolwiek między duszą stworzoną a Bogiem taka zachodzi różnica, jak pomiędzy Stwórcą a stworzeniem, dość przecie tego, co nam Pan mówi, iż stworzona jest na podobieństwo Jego, abyśmy zrozumieli, że nie zdołamy pojąć tak wielkiej piękności i godności duszy ludzkiej.

2. Wielka to zaiste wina nasza i wstyd, że z własnej winy naszej nie znamy samych siebie ani nie wiemy, czym jesteśmy. Czy nie byłoby to wielkim wstydem, córki moje, gdyby kto zapytany, kim on jest, nie umiał na to odpowiedzieć, aniby wiedział, kim jest jego ojciec, kim matka, gdzie i w jakim kraju się urodził? Jeśliby to już było wielką głupotą, to czyż nie daleko większą jest, gdy nie troszczymy się o poznanie wysokiego dostojeństwa duszy naszej i żyjemy całkiem zanurzeni w tym ciele naszym? I wierzymy tylko tak na głucho, że mamy duszę, bo tak nam powiedziano i tak uczy wiara. Jakie jednak skarby mogą się mieścić w tej duszy i jaka jest wysoka cena jej, i kto jest Ten, co w niej mieszka, nad tym rzadko kiedy się zastanawiamy i skutkiem tego tak mało sobie ważymy obowiązek starania się z wszelką usilnością o zachowanie jej piękności. Wszystka zaś myśl i troska nasza obraca się jedynie około grubej oprawy tego diamentu, około zewnętrznego wału tej twierdzy, którym jest ciało nasze.

3. Zważmy teraz, że twierdza ta ma wiele różnych mieszkań, jedne na górze, drugie na dole, jedne po bokach, drugie we wnętrzu gmachu, a w samym pośrodku tych mieszkań jest jedno najważniejsze, w którym zachodzą najbardziej tajemne rzeczy pomiędzy Bogiem a duszą. Potrzeba, córki, byście dobrze zachowały w pamięci to porównanie; może za pomocą jego spodoba się Bogu dać wam niejakie poznanie łask, jakich On raczy użyczać duszom i różne ich rodzaje, o ile poznanie ich jest dla nas rzeczą możliwą. Łask tych bowiem jest takie (s.226) mnóstwo i taka ich rozmaitość, że poznać wszystkich żaden człowiek nie zdoła, a tym bardziej taka nędza, jaką ja jestem. Jeśli Pan zechce którym użyczyć tych łask, wielka to będzie dla nich pociecha wiedzieć o tych darach; jeśli inne ich nie otrzymają, sama wiadomość o nich będzie im pobudką do wysławiania wielkiej dobroci Pana. Podobnie bowiem, jak rozważanie tych rzeczy, które są w niebie i rozkoszy, jakich tam używają błogosławieni, nie tylko żadnej szkody nam przynieść nie może, ale owszem radością napełnia nam serce i pobudza nas, abyśmy usiłowali osiągnąć to szczęście, którym cieszą się święci — tak również nie ma obawy, by nam co zaszkodzić miało poznanie tej prawdy istotnej, że Bóg tak wielki, jeszcze w tym wygnaniu ziemskim udziela siebie takim nędznym, jak my, cuchnącym robakom; przeciwnie, poznanie tego może nas tylko pobudzić do umiłowania tej tak łaskawej dobroci i tego nieskończonego miłosierdzia. Kto by istotnie gorszył się z tej prawdy, że nie ma w tym żadnego niepodobieństwa, by Bóg jeszcze na tej ziemi takich łask użyczał, w tym, twierdzę to bez wahania, nie ma ani pokory, ani miłości bliźniego; bo gdyby te dwie cnoty posiadał, jakżeż nie miałby się cieszyć z tego, że Bóg brata jego takimi darami ubogaca, zwłaszcza że ta boska hojność Pana względem innych bynajmniej Mu nie przeszkadza, by i nas z równą hojnością obdarzył? Jak to więc być może, by nie cieszył się z tego, że Boski Majestat Jego raczy w taki sposób objawić, nad kim zechce, wielmożność swoją? Nieraz udzielanie tych wielmożności Bożych jest tylko dla ich ukazania, czego mamy przykład na onym człowieku ślepym od urodzenia, o którym, na zapytanie Apostołów: Kto zgrzeszył, on, czy rodzice jego, że się niewidomym narodził? — Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale aby sprawy Boże w nim się objawiły (4). Zdarza się więc, że Pan, użyczając tych łask jednym duszom raczej niż drugim, użycza ich nie dlatego, by te były świętsze od tamtych, ale iżby się okazała wielmożność Jego, jak to uczynił świętemu Pawłowi i Magdalenie, a zatem, abyśmy Go wszyscy wielbili w stworzeniach Jego.

4. Może tu kto zarzuci, że są to rzeczy, które wydają się niemożebne i że byłoby lepiej nie gorszyć słabych w wierze. — Ale że tacy w te rzeczy nie uwierzą, jest to mniejsze zło, niż gdyby ci, którym Bóg podobne łaski czyni, nie mieli z nich korzystać, gdyż będzie to dla nich pociechą i zagrzeje ich do coraz gorętszej miłości Tego, który tak będąc potężny i tak wielkiego Majestatu Panem, raczy przecież tak wielkie miłosierdzie czynić swemu stworzeniu. Tym śmielej i bezpieczniej to mówię, bo wiem, że nie masz obawy, by te, które to czytać będą, miały się zgorszyć z tego, co piszę, bo są to dusze świadome tego i wierzące, że Bóg mocen jest dawać i daje, gdy chce, stworzeniom swoim takie i większe jeszcze dowody miłości swojej. Kto zaś nie wierzy w tę prawdę, ten też, pewna tego jestem, nigdy jej na sobie nie doświadczy, bo Bóg nie chce tego, by znaczono granice dziełom miłosierdzia Jego. Niech się więc wystrzegają tego, zwłaszcza te spośród nas, które by Pan tą drogą nie prowadził.

5. Wracając zatem do tej pięknej, rozkosznej twierdzy naszej, przypatrzmy się, jak i którędy do niej wejść możemy.

Może tu wyda się komu, że mówię od rzeczy, bo jeśli tą twierdzą jest sama dusza, tedy rzecz jasna, że nie ma potrzeby troszczyć się o sposób dostania się do niej, skoro już w niej jest, i jest nią sama; byłaby to taka sama niedorzeczność, jak gdybyśmy kogo zapraszali do pokoju, w którym on już się znajduje. — Ale trzeba wam wiedzieć, że wielka jest różnica przebywać a przebywać. Wiele jest dusz, które przebywają w zewnętrznym tylko ogrodzeniu, tam gdzie stoi straż strzegąca twierdzy i ani im w myśli wnijść do wnętrza i zobaczyć, co też tam jest w tym wspaniałym pałacu i jakie w nim są mieszkania. Czytałyście pewno nieraz w księgach duchowych tę radę, że potrzeba duszy wejść w siebie; otóż tu właśnie o to chodzi.

6. Niedawno temu z ust bardzo uczonego teologa słyszałam to zdanie, że dusze nie oddające się modlitwie wewnętrznej podobne są do ciała ruszonego powietrzem albo sparaliżowanego (s.228), które choć ma ręce i nogi, władać nimi nie może. Są w rzeczy samej dusze tak zniedołężniałe i tak nawykłe do obracania się wyłącznie w rzeczach zewnętrznych, iż straciły niejako wszelką możność oderwania się od nich choćby na chwilę i wejście w siebie stało się dla nich prawie niepodobieństwem. Ciągłe przestawanie z gadzinami i bydlętami krążącymi wokoło twierdzy przeszło u nich w nałóg i same stały się niemal nimi. A choć z przyrodzenia swego tak są bogato uposażone, iż z takim wysokim Panem, jakim jest Bóg sam, mogłyby przestawać, to przecież od tego niesławnego towarzystwa oderwać się nie mogą. Takie dusze, jeśli nie uznają swej nędzy i nie zechcą szukać na nią lekarstwa i nie zwrócą wzroku w głąb siebie, takiego losu się doczekają, jak żona Lota, która za to, że się obejrzała, stała się słupem soli (5).

7. Bramą więc, którą się wchodzi do tej twierdzy jest, o ile ja rzecz rozumiem, modlitwa i rozważanie. Nie obstaję tu koniecznie za modlitwą myślną, może być i ustna, gdyż jednej i drugiej, jeśli ma być modlitwą, musi towarzyszyć uwaga. Kto bowiem modli się bez zastanowienia się nad tym, do kogo mówi, o co prosi, i kto jest on, który prosi, a kto Ten, którego prosi, tego modlitwy, jakkolwiek by długo i pilnie ruszał wargami, ja nie nazwę modlitwą. Może wprawdzie się zdarzyć, że w pewnych wypadkach niestarania się o uwagę, ona przyjdzie, a to skutkiem starań poprzednio czynionych, lecz kto by nałogowo zwykł rozmawiać z Majestatem Boskim tak, jakby mówił do sługi swego, nie zważając czy wyraża się dobrze, czy źle, i mówi co mu przyjdzie na usta albo co od ciągłego powtarzania już umie na pamięć, tego modlitwy, powtarzam, nie uznaję za modlitwę, a daj Boże, by nie było żadnej duszy chrześcijańskiej, która by się w taki sposób modliła. Do was, siostry, ufam w miłosierdziu Bożym, że nigdy się podobna zdrożność nie zakradnie, bo macie we zwyczaju rozważać o rzeczach wewnętrznych, co jest od podobnej bezmyślności skuteczną obroną. (s.229)

8. Nie mówmy jednak o takich duszach sparaliżowanych, którym wielkie grozi niebezpieczeństwo, jeśli Pan nie zlituje się nad nimi — jak zlitował się nad paralitykiem przy sadzawce Betsaidzkiej, trzydzieści i osiem lat cierpiącym na swoją chorobę (6) — lecz zajmijmy się innymi duszami, które choć nie od razu, w końcu przecież wchodzą do twierdzy. Są to dusze bardzo jeszcze zaprzątające się światem, ale miewają przecież i dobre pragnienia i choć w dalekich odstępach czasu, uciekają się przecież do Pana i polecają siebie miłosierdziu Jego i zastanawiają się nad sobą, choć niedługo i pobieżnie. Kilka razy na miesiąc osobny sobie czas upatrują na modlitwę, choć prawda, że najczęściej pełną roztargnień i myśli o sprawach światowych, do których bardzo są jeszcze przywiązane, albowiem gdzie jest skarb twój, tam i serce twoje (7). Od czasu do czasu zdobywając się na męstwo, odrywają się chwilowo od swych roztargnień zewnętrznych dla spokojnego na osobności rozważania, co już jest wielką rzeczą, bo prowadzi je to do poznania samych siebie i do przekonania się, że drogą, którą dotąd szły, do bramy twierdzy nie trafią. Tak więc wchodzą do pierwszego mieszkania z najniższych, ale tyle razem z nimi wciska się gadzin (A), że nie są jeszcze zdolne rozpatrzyć się w piękności gmachu, ani w nim odpocząć. Zawsze jednak dobrze, że przynajmniej weszły.

9. Może wam się wyda, siostry, że to nie należy do rzeczy, bo z łaski Boga do rzędu takich dusz wy nie należycie. — Ale miejcie cierpliwość, nie potrafię inaczej wytłumaczyć wam tak, jak ja je rozumiem, niektórych punktów modlitwy i życia wewnętrznego, tylko w ten sposób, a daj Boże, bym choć tak potrafiła. Bardzo to trudna rzecz, dokładne określenie tego, co bym tu chciała wam wytłumaczyć, komu do zrozumienia objaśnień moich nie przyjdzie w pomoc własne doświadczenie; kto zaś przeżywał te rzeczy, ten uzna, że niepodobna mówić o nich, a nie dotknąć mimochodem pewnych prawd, które, ufam w miłosierdziu Pana, was nigdy dotyczyć nie będą.

ROZDZIAŁ 2

Opowiada, jak wstrętna staje się dusza, gdy ją skazi grzech śmiertelny, i jako Pan pewnej osobie raczył dać niejakie poznanie tej prawdy. — Mówi również o poznaniu samego siebie. Przy tym dotyka niektórych punktów godnych uwagi i pożytecznych. — Objaśnia, jak się ma rozumieć te mieszkania duszy.

l. Nim postąpię dalej, pragnę wam powiedzieć, abyście naprzód dobrze zrozumiały, jaki to widok przedstawia dusza, ta twierdza tak jasna i wspaniała, ta perlą nad wszelkie perły wschodnie najdroższa, to drzewo żywota, zasadzone nad ściekaniem wody żywej, którą jest sam Bóg, gdy wpadnie ona w grzech śmiertelny. Nie ma ciemności tak mrocznych ani rzeczy tak ciemnej i czarnej, której by ciemność jej nie przewyższała. Nie pytajcie o więcej, bo chociaż to samo Słońce, które taki jej nadawało blask i urok, zawsze jest w pośrodku niej (8), ale dla niej jest jakby nie było, bo już udziału w nim mieć i życia z niego czerpać nie może, pomimo że z natury swojej tak jest zdolna cieszyć się uczestnictwem Majestatu Bożego, jak kryształ do wchłaniania w siebie blasku promieni słonecznych. Z tego też powodu nic już w tym stanie jej nie pomoże, wszelkie dobre uczynki, jakie by spełniła, dopóki trwa w grzechu śmiertelnym żadnej nie mają zasługi (9) na żywot wieczny, bo nie wypływają z tego źródła, którym jest Bóg i w którym jedynie cnota nasza jest cnotą, a odłączona od Niego, nie może być przyjemna w oczach Jego; nadto jeszcze, kto popełnia grzech śmiertelny, ten nie chce podobać się Bogu lecz szatanowi, który jest samą ciemnością, więc i biedna dusza, oddając się jemu, staje się sama takąż ciemnością. (s.231)

2. Znam jedną osobę (10), której Pan raczył ukazać naocznie, jak wygląda dusza, gdy zgrzeszy śmiertelnie. Komu by, tak upewnia ta osoba, dano było ujrzeć to, co ona wówczas oglądała, ten niepodobna, by się jeszcze dopuścił grzechu (11), chociażby dla uchronienia się od okazji najsroższe miał wycierpieć męki. Przez to objawienie, gorące w niej Pan wzniecił pragnienie, aby wszyscy przyszli do poznania tej prawdy. I wam to powiedziałam, córki, byście żarliwie modliły się za duszami, będącymi w tym stanie. Nieszczęsne one i same są jedną nocą i ciemnością, i wszystkie ich sprawy. Bo podobnie jak z czystego źródła czyste też wypływają strumienie, tak w duszy sprawiedliwej łaska w niej mieszkająca to czyni, że uczynki jej są przyjemne w oczach Boga i ludzi, gdyż wypływają z tego źródła żywota, w którym ona zasadzona jest jak drzewo nad wybrzeżem wód, i nie rodziłaby ni liści, ni owoców, gdyby nie ciągnęła soków żywotnych z tego źródła, które samo utrzymuje w niej życie i broni ją od uschnięcia, i czyni ją w dobry owoc urodzajną; przeciwnie, gdy dusza odłączy się od tego źródła czystego, a zapuści korzenie w innym, w bagnisku wody brudnej i cuchnącej, wszystko też, co wyda z siebie, będzie tymże samym skażeniem i brudem.

3. Zważmy tu jednak i pamiętajmy, że źródło to i słońce jaśniejące, obecne zawsze w pośrodku duszy (12), chociażby grzechem śmiertelnym zmazanej, nigdy nie traci boskiej jasności swojej i żadna złość grzechu nie zdoła zaćmić przedwiecznej jego piękności. Ale dusza, pogrążona w ciemności (s.232) grzechu, blasku tego Bożego do siebie nie przepuszcza, podobnie jak kryształ, gęstą i ciemną pokryty zasłoną, choć go wystawisz na słońce i słońce go promieniami swymi oświeca, nie rozjaśni się przecież blaskiem jego i światłości jego w sobie nie odbije.

4. O, dusze odkupione krwią Jezusa Chrystusa, zrozumiejcie to i miejcie litość nad sobą! Czy to być może, byście rozumiejąc to, nie postarały się usunąć czym prędzej smoły grzechowej z tego kryształu? Pomnijcie, że jeśliby śmierć zastała was w tym stanie, nigdy już, nigdy tej światłości nie ujrzycie! O Jezu! jaka to zgroza, dusza od tej światłości odłączona! Jakie spustoszenie w biednych mieszkaniach tej twierdzy! Jaki zamęt w zmysłach, które są jej mieszkańcami! A we władzach duszy, które sprawować mają urząd przełożonych, rządców i mistrzyń tej twierdzy, jakie zaślepienie, jaki bezład! A drzewo na takim gruncie, którym jest sam diabeł, sadzone, jaki może owoc wydać?

5. Pewien mąż Boży mówił mi kiedyś, że nie tyle dziwi się temu, co człowiek będący w grzechu śmiertelnym może uczynić złego, ile raczej temu, że nie czyni rzeczy jeszcze gorszych. Niechaj nas Bóg w miłosierdziu swoim uchroni od tego największego nieszczęścia, bo nic nie ma dla nas, póki żyjemy na tej ziemi, co by istotnie zasługiwało na tę nazwę, prócz tego nieszczęścia grzechu śmiertelnego, które prowadzi za sobą wieczne bez końca nieszczęście. To jest, córki, czego nade wszystko i na każdy dzień życia lękać się powinnyśmy i w modlitwach naszych pomoc wypraszać, bo jeśliby Pan nie strzegł miasta, na próżno my trudzilibyśmy się, strzegąc go (13). Bo sami z siebie niemocą tylko jesteśmy.

Osoba ona, której Bóg raczył ukazać ohydę duszy grzechem śmiertelnym zmazanej, dwojaką, jak upewnia, z tego widzenia korzyść odniosła: naprzód bojaźń najgłębszą obrazy Bożej, skutkiem czego bezprzestannie błaga Pana, by nie dał jej upaść i takie straszliwe ściągnąć na siebie nieszczęście, a po wtóre, widzenie ono posłużyło jej i służy za zwierciadło (s.233) pokory, ukazując jej, jako żaden najlepszy uczynek nasz nie bierze początku z nas samych, tylko z tego źródła, nad którym zasadzone jest to drzewo duszy naszej i z owego Słońca, które samo ożywcze ciepło daje naszym uczynkom. Tak żywo, dodaje ta osoba, stanęła jej przed oczami ta prawda, że ile razy odtąd zdarzyło jej się spełnić jaki dobry uczynek albo widzieć go spełnianym przez drugich, zaraz go odnosiła do tego źródła i początku, rozumiejąc to dobrze, że bez tej pomocy Bożej nic uczynić byśmy nie mogli. Dlatego też zawsze, zapominając o sobie w tym, co czyniła dobrego, dusza jej tejże chwili z dziękczynieniem i uwielbieniem wznosiła się do Boga.

6. Nie będzie to, wierzajcie, siostry, stracony czas, który poświęcimy, wy na czytanie, ja na pisanie tych uwag, jeśli z nich odniesiemy powyższe dwie korzyści. Uczonym i teologom takich objaśnień nie potrzeba, bo sami od razu rozumieją te prawdy, ale nasz słaby umysł niewieści rzeczy tych nie pojmie, jeśli mu jasno i dokładnie nie przedstawimy, o co chodzi; może też dlatego Pan raczy mi przywodzić na myśl takie porównania; niechaj boska dobroć Jego wspomaga nas łaską swoją.

7. Rzeczy te wewnętrzne tak są zawiłe do zrozumienia, że kto się zabiera do mówienia o nich z takim słabym zasobem umiejętności, jak u mnie, musi zawadzić o wiele rzeczy niepotrzebnych albo i wprost niedorzecznych, nim natrafi i powie jedną do rzeczy. Niech czytający uzbroi się w cierpliwość, bo i mnie niemało jej było potrzeba do pisania tego, na czym się nie znam. I nieraz mi się zdarza, że biorę pióro do ręki jak nieprzytomna, sama nie wiedząc, co mam powiedzieć i od czego zacząć. Dobrze to jednak rozumiem, że ważną wam oddam przysługę, gdy wam objaśnię, o ile i jak potrafię, niektóre tajemnice życia wewnętrznego; bo choć nam wciąż zalecają ważność i potrzebę modlitwy wewnętrznej i konstytucje nasze obowiązują nas do odprawiania jej po kilka godzin dziennie (14), w naukach jednak o tym przedmiocie zawsze nam (s.234) tylko mówią o tym, co my na modlitwie czynić możemy i powinnyśmy, o cudownych zaś i nadprzyrodzonych w duszy działaniach Pana rzadko kiedy słyszymy. Opisanie więc i objaśnienie na różny sposób tych nadprzyrodzonych spraw nie będzie rzeczą zbyteczną, owszem, wielką z tego odniesiemy pociechę, gdy przypatrzymy się bliżej tej cudownej wewnętrznej budowie, tak mało znanej między śmiertelnymi, choć tylu ich przez jej mieszkania przechodzi. Wprawdzie w innych już poprzednich pismach moich niejakie z łaski Pana dałam w tym przedmiocie objaśnienia, ale widzę, że niektóre z tych rzeczy, właśnie najtrudniejsze, wówczas nie tak dobrze jeszcze rozumiałam, jak je rozumiem obecnie. Główna trudność w tym, że chcąc dojść do tych tajemnic tak wysokich, zmuszona będę — jak już powiedziałam — mówić pierwej o wielu rzeczach powszechnie wiadomych, gdyż inaczej nie potrafię przy moim prostym umyśle.

8. Wróćmy już teraz do twierdzy naszej i jej licznych mieszkań. Mieszkania te macie sobie przedstawiać, nie jedno za drugim, jakby szereg komnat rzędem się ciągnących, ale raczej sięgajcie okiem do środka, gdzie jest komnata główna albo pałac, kędy król przebywa. Podobnie jak owoc palmowy osłoniony jest warstwami powłok, przez które przebić się trzeba, chcąc się dostać do ukrytego w środku słodkiego jądra (15), tak tu owa główna komnata otoczona jest mnóstwem innych, dokoła niej, nad nią i pod nią leżących. Rzeczy dotyczące duszy trzeba przedstawiać sobie jako wielkie, potężne i wspaniałe, bo rzeczywiście objętość i pojemność duszy o wiele jest większą niż sobie wyobrazić zdołamy, a do wszystkich niezliczonych jej mieszkań przenika światłością swoją ono słońce, mieszkające w pośrodku tego pałacu. Jest to bardzo ważne dla duszy, w wyższym lub niższym stopniu oddanej modlitwie, by miała swobodę i jej nie ścieśniała. Niech sobie przechadza się swobodnie po tych mieszkaniach i górnych, i dolnych, i bocznych, należy się jej ta wolność, skoro Bóg sam (s.235) tak wysoką zaszczycił ją dostojnością. Niech się nie krępuje przebywać dłużej w jednym mieszkaniu. Oby tylko weszła w prawdziwe poznanie samej siebie! To bowiem (obyście mnie zrozumiały!) jest potrzebne każdej, nawet już dopuszczonej do samego wewnętrznego mieszkania, kędy Pan przebywa. Nigdy zatem — i najwyżej podniesiona — nie powinna, zresztą nie mogłaby, choćby chciała, tracić tego z oczu, gdyż pokora zawsze pracuje na sposób pszczoły, wyrabiającej w ulu miód swój, i gdyby pracowała inaczej, praca jej byłaby daremna. Otóż jak pszczoła, zważmy to porównanie, nie siedzi ciągle w ulu, ale wciąż wylatuje z niego i lata od kwiatu do kwiatu zbierając miód, tak i duszy pracującej nad poznaniem siebie, dobrze jest, niech mi wierzy, wzlecieć niekiedy wyżej, do rozważania wielmożności Boga. Lepiej tam pozna niskość swoją, niż w samej sobie, a nadto łatwiej tam oswobodzi się od tych gadzin, wdzierających się za nią do pierwszych komnat, które stanowi poznanie siebie. A jakkolwiek i to jest wielkie miłosierdzie Boże, gdy ktoś się w tym ćwiczy, wszakże — jak mówi przysłowie — za wiele tak samo szkodzi, jak i za mało. Wierzcie mi również, że prędzej urośniemy w dzielność i cnotę zapatrując się na Boga, niż ciągle tylko trzymając oczy utkwione w tym mule ziemskim.

9. Nie wiem, czy dość jasno wyraziłam myśl moją, bo to poznanie siebie jest tak ważne, że bynajmniej nie życzyłabym, byście się kiedyś w pracy nad nim opuszczały, choćbyście i najwyżej modlitwą wstępowały do nieba. Dopóki żyjemy na tej ziemi, nie ma nic, co by nam bardziej było potrzebne niż pokora. Dlatego mówiłam i powtarzam, że dobrze nam jest i nic nad to nie ma lepszego, byśmy starały się nasamprzód wnijść do onej pierwszej komnaty, gdzie uczymy się poznania siebie, nie zrywając się od razu do lotu ku mieszkaniom wyższym, gdyż do nich właśnie ta jest droga. A jeśli możemy iść drogą równą i bezpieczną, po cóż mamy pragnąć skrzydeł i unosić się w powietrze? — raczej o to się starajmy, byśmy na tej drodze jak najdalej postąpiły. Ale to zdaniem moim rzecz pewna, że nigdy nie dojdziemy do poznania samych siebie, (s.236) jeśli nie staramy się poznać Boga; zapatrując się na wielkość Jego, poznamy niskość naszą; czystość Jego nieskończona ukaże nam zmazy nasze; patrząc na pokorę Jego, ujrzymy, jak nam daleko do tego, byśmy były pokornymi.

10. Dwojaka z tego dla nas korzyść wynika: pierwsza ta, że gdy rzecz czarną przyłożysz do białej, oczywiście białość tej ostatniej wyda się bielsza, a czarność tamtej czarniejsza; po wtóre zaś, przez takie na przemiany zapatrywanie się na Boga i na siebie umysł i wola nasza uszlachetniają się i stają się sposobniejsze do wszystkiego, co dobre. Ciągłe zaś zanurzanie się myślą w błocie nędz naszych nie jest pożyteczne. Bo jak wyżej mówiłam o duszach leżących w grzechu śmiertelnym, że wszystko, co z nich wypływa, to jest wszystkie sprawy ich zarażone są plugastwem i złą wonią grzechu, tak i tu (niech mi Bóg wybaczy to porównanie) dzieje się z nami coś podobnego. Gdy ciągle pogrążamy się w samym tylko rozważaniu ziemskiej nędzy naszej, strumienie z nas płynące, uczynki nasze, mówię, nigdy nie będą wolne od mętów i mułu różnych strachów, małoduszności i tchórzostwa: a czy kto patrzy lub nie patrzy na mnie? a czy idąc tą drogą, nie pobłądzę? a czy nie będzie to pychą i zuchwałą śmiałością porywać się na takie przedsięwzięcie? a czy to wypada, by taka nędzna jak ja grzesznica sięgała do rzeczy tak wysokiej, jaką jest modlitwa bogomyślna? czy nie będą mię poczytywali za lepszą niż jestem, gdybym chciała iść drogą inną niż wszyscy? czyż przesada i skrajność wszelka, choćby w rzeczach dobrych, nie jest rzeczą zgubną? a czy wspinając się wysoko ja, taka grzesznica, nie narażę siebie na tym głębszy upadek? a może i ustanę w drodze i duszom dobrym dam z siebie zgorszenie? skądże mnie nędznej chcieć wyróżniać się w czymkolwiek?

11. O wielki Boże, ileż to jest dusz, córki moje, którym diabeł takim sposobem ciężkie szkody wyrządza! Wszystko to i wiele jeszcze innych rzeczy, które mogłabym przytoczyć, wydaje się tym duszom szczerą pokorą, a wszystko to tylko dowodzi, że im daleko jeszcze do poznania samych siebie, albo że jest ono u nich wypaczone. I nie dziwię się im, bo kto nigdy (s.237) się nie podnosi wyżej ponad siebie, ten jeszcze gorszych rzeczy obawiać się może. Dlatego mówię wam, córki, podnośmy oczy nasze na Chrystusa, najwyższe dobro nasze i na świętych Jego, a tam nauczymy się prawdziwej pokory i uszlachetni się, jak mówiłam, umysł nasz i serce, a poznanie siebie nie będzie już małoduszne i trwożliwe. To więc pierwsze mieszkanie, chociaż jest tylko wstępem do dalszych, wielkie ma w sobie bogactwa i wartość i skoro tylko dusza otrząśnie się z tych gadzin, które tu za nią przypełzły, może postąpić ku dalszym mieszkaniom. Straszne są jednak te groźby i podstępy, jakich diabeł używa dla przeszkodzenia duszom, aby nie doszły do poznania samych siebie i do zrozumienia dróg swoich.

12. Pierwsze to mieszkanie znam dobrze z własnego doświadczenia, mogę więc o nim mówić z wszelką świadomością. Nie przedstawiajcie go sobie jako składające się z niewielu komnat, jest ich bowiem mnóstwo niezliczone (16), jak niezliczone mogą być sposoby, którymi dusze tu wchodzą, a każda w dobrym zamiarze. Ale diabeł, czyhający na ich zgubę, w każdej z tych komnat rozstawia całe hufce czartów, aby im broniły przejścia z jednej do drugiej; biedna zaś dusza, nie domyślając się tego, raz w raz wpada w zastawione na nią niezliczone zasadzki; w mieszkaniach położonych bliżej komnaty kędy król przebywa, zdrady tego chytrego wroga nie tyle już są szkodliwe. Tu jednak dusze jeszcze nasiąkłe są światem, zanurzone w uciechach jego, zmarniałe przywiązaniem do honorów i roszczeń jego, skutkiem czego lennicy duszy, to jest zmysły i władze przyrodzone, które Bóg jej dał, aby ją strzegły i broniły, nie mają dostatecznej siły odpornej i tak dusza, choć pragnęłaby nie obrażać Boga, choć i dobre uczynki spełnia, łatwo przecież ulega przemocy nieprzyjaciela. Potrzeba więc, aby kto widzi siebie w tym stanie, jak najczęściej uciekał się w modlitwie do łaskawości boskiej, polecał siebie orędownictwu błogosławionej Matki Zbawiciela i Świętych Jego, aby oni walczyli za niego, bo właśni słudzy jego, tj. zmysły i władze (s.238) przyrodzone, nie mają siły do obrony. Prawdę mówiąc, to w każdym stanie duszy potrzebna nam jest pomoc Boża, której oby On, w boskim miłosierdziu swoim, raczył nam użyczyć, amen.

13. O, jakże pełnym wszelakich nędz jest to życie, którym tu na ziemi żyjemy! Lecz ponieważ na innym miejscu mówiłam już obszernie o szkodach, grożących duszy z braku należnego zrozumienia tej nauki, o pokorze i poznaniu siebie (17), nad tym przedmiotem, choć dla nas najważniejszym, dłużej tu rozwodzić się nie będę. Daj Boże, by z tego, co powiedziałam, jakikolwiek był dla nas pożytek.

14. Jedną tu jeszcze rzecz zważcie, że do tych pierwszych komnat i mieszkań zaledwie dochodzi światło, pochodzące z pałacu, w którym mieszka król. Nie żeby one były całkiem ciemne i czarne, jak wtedy, gdy dusza jest w stanie grzechu, ale że panuje w nich pewien zmrok, który — sama nie wiem, jak to wyrazić — pochodzi nie z samego mieszkania, tylko z winy duszy w nim zostającej, czyli raczej z winy tego mnóstwa płazów, padalców i gadzin jadowitych, które za nią tam weszły i przeszkadzają jej patrzyć na światło. Jest to podobnie jak gdyby kto wszedł do pokoju wystawionego na pełny blask słońca, ale oczy miałby tak pokryte błotem, iż ledwo by je mógł otworzyć. Samo mieszkanie jest jasne, ale dusza jasnością jego cieszyć się nie może z powodu tego robactwa i zwierzyny, które oczy jej zasłaniają, aby nic, prócz nich, nie widziała. Tak mi się przedstawia stan duszy, który choć nie leży już w grzechu, ale tak jeszcze jest — jak już mówiłam — zajęta rzeczami tego świata, tak zanurzona w troskach o majątek, o honor, o interesy doczesne, że jakkolwiek szczerze chciałaby widzieć i cieszyć się widokiem wewnętrznej piękności swojej, przywiązania te światowe stają jej na przeszkodzie i zdaje się jej niepodobieństwem z nich się otrząsnąć. Musi więc koniecznie każdy, kto chce dostać się do mieszkania drugiego, starać się, według stanu swego, oswobodzić się od trosk i zajęć (s.239) niepotrzebnych. Jest to warunek tak nieodzowny, że kto nie przyłoży się mocno do tej pracy, ten według mojego przekonania, nie dojdzie do mieszkania głównego; nawet trudno, by i w tym pierwszym ostał się bezpiecznie, bo wśród tego mnóstwa płazów jadowitych być nie może, by który dziś lub jutro go nie ukąsił.

15. Powiedzcie teraz, córki, co by to było, gdyby dusze tak jak my, już wyzwolone z tych sideł, już daleko głębiej wpuszczone do tajemnych mieszkań twierdzy, same z własnej winy wracały do tego zgiełku i odmętu marności światowych? A niestety, snadź dla grzechów naszych wiele jest dusz takich, które wziąwszy łaski od Boga, świadomie i rozmyślnie znowu je dla tej nędzy porzucają. My tutaj w tym schronieniu naszym wolne jesteśmy zewnętrznie; daj Boże, byśmy były nimi i wewnątrz!

Strzeżcie się, córki moje, troszczenia się o rzeczy obce powołaniu waszemu. Zważcie, że niewiele w tej twierdzy jest mieszkań, w których by walka ze złymi duchami zupełnie ustawała. W niektórych wprawdzie straż duszy — to jest, jak mówiłam już, władze jej — dość ma siły do wytrzymania tej walki; zawsze jednak powinnyśmy nie ustawać w czuwaniu, abyśmy umiały odkryć zdrady ducha ciemności, aby nas nie oszukał pod udaną postacią anioła światłości, bo mnóstwo on ma sposobów, którymi może nas przyprawić o szkodę, zakradając się nieznacznie i stopniowo, tak iż nieraz spostrzegamy się dopiero po szkodzie.

16. Kiedyś już, na innym miejscu (18), porównywałam te podstępy z piłą głuchą, cicho i nieznacznie pracującą i ostrzegałam was, jak wiele na tym zależy, byśmy umiały poznać się na nich z samego początku. Dla lepszego objaśnienia rzeczy, dodam tu jeszcze kilka uwag.

Wznieci, na przykład, kusiciel w której siostrze tak zapalczywe pragnienie pokuty, iż nie może biedna znaleźć sobie spokoju, jeno gdy się znęca nad ciałem swoim. Początek (s.240) to dobry; ale jeśli przeorysza zabroniła zadawania sobie umartwień bez pozwolenia, a ta, idąc za poduszczeniem złego ducha, powie sobie, że w rzeczy tak dobrej dobrze jest nie słuchać i dalej prowadzi po kryjomu umartwienia swoje i takie sobie zadaje pokuty, iż skutkiem ich traci zdrowie i staje się niezdolna do spełniania obowiązków, które na nią wkłada Reguła, tedy same widzicie, do czego prowadzi i na czym się kończy on dobry początek.

W drugiej wzbudził diabeł gorliwość o postęp w doskonałości. Bardzo to dobra rzecz; ale z gorliwości tej może wyniknąć taki skutek, że każde najmniejsze uchybienie, jakie ta zełantka spostrzeże w drugich, będzie jej się wydawało wielkim wykroczeniem i będzie śledziła postępowanie sióstr, i donosiła o wszystkim przeoryszy. Może nawet zdarzyć się niekiedy, że przez tę wielką gorliwość swoją o ścisłe przestrzeganie przepisów przez drugich, nie spostrzeże własnych uchybień swoich, a siostry, nie wiedząc jej intencji, widząc tylko takie jej niepowołane wtrącanie się w ich sprawy, łatwo mogą wziąć jej to za złe.

17. Chodzi tu diabłu zaiste nie o bagatelę, bo usiłuje oziębić tę miłość wzajemną i jednomyślność, jaka wszystkie siostry między sobą łączyć powinna, a to wielkim. byłoby nieszczęściem. Rozumiejmy to dobrze, córki moje, że doskonałość prawdziwa zasadza się cała na miłości Boga i bliźniego; im lepiej spełnimy te dwa przykazania, tym wyżej staniemy w doskonałości. Cała Reguła nasza i Konstytucje nie inny mają cel, jeno ten, by nam były środkiem do jak najdoskonalszego zachowania przykazania miłości Boga i bliźniego. Powściągajmy zapędy niewczesnej gorliwości, które nam wiele złego mogą sprawić. Niechaj każda samej siebie pilnuje.

Nie mam potrzeby dłużej nad tym się zastanawiać, wobec obszernych, jakie wam na innym miejscu (19) dałam w tym przedmiocie objaśnień.

18. Tak ważny jest ten obowiązek wzajemnej między (s.241) wami miłości, że chciałabym, byście nigdy o nim nie zapominały. Z takiego bowiem ciągłego upatrywania w drugich lada bagateli, która może nawet nie będzie niedoskonałością, bo tylko przez nieświadomość widzisz w niej co złego, taki będzie skutek, że i sama stracisz pokój duszy, i drugim go zakłócisz; zobacz więc sama, jak drogo kosztowałaby taka doskonałość. Pokusę taką mógłby czart wzniecić i względem przeoryszy, co byłoby rzeczą bardziej jeszcze niebezpieczną. Wielkiej bowiem w takim wypadku potrzeba roztropności. Jeśli postępowanie jej istotnie sprzeciwia się w czym Regule i Konstytucjom, nie zawsze można to przemilczeć i na dobrą stronę tłumaczyć; czasem potrzeba ją ostrzec, a jeśliby to pozostało bez skutku, donieść zwierzchnikowi; tego wymaga prawdziwa miłość. Podobnie należy postępować z siostrami w razie jakiego wykroczenia w rzeczy ważnej; milczenie w takim wypadku z obawy, że może to z naszej strony tylko pokusa, samo byłoby pokusą. Ale roztropności i rozwagi potrzeba tu wielkiej (aby nas diabeł nie oszukał); nigdy nie należy o takich rzeczach rozmawiać między sobą, z czego łatwo mógłby się wyrodzić zwyczaj szemrania i obmowy, na pociechę czartowi. Mówić o tym trzeba tylko temu, kto może i powinien złemu zaradzić. Tu u nas, dzięki Bogu, nie tak łatwa jest sposobność do szemrania i obmowy; broni nas od niej przepisane ciągłe milczenie; wszakże i nam dobrze będzie mieć się na baczności.

MIESZKANIE DRUGIE

Opowiada, jak bardzo potrzebna jest wytrwałość chcącemu dojść do mieszkań dalszych, i jak uporczywą wojnę zły duch wydaje duszy na tej drodze oraz jak wiele na tym zależy, byśmy na samym wstępie obrali drogę właściwą, prosto, bez błąkania się wiodącą do celu. — Pewny i doświadczony sposób postępowania.

1. Zobaczmy teraz, jakie to są dusze, które wchodzą do mieszkania drugiego, i co w nim robią. Chciałabym tu poprzestać na jak najkrótszym objaśnieniu rzeczy, bo już w innych księgach obszernie o tym przedmiocie mówiłam (1), ale niepodobna mi będzie i tu nie powtarzać się, bo nic zgoła nie pamiętam, co tam powiedziałam. Gdybym jeszcze umiała rzeczy już powiedziane powtarzać w odmienny nowy sposób, mniej by was znudziło to powtarzanie, tak jak nigdy wam się nie przykrzy czytać inne księgi traktujące o tej materii, choć ich jest tyle.

2. Mam tu na myśli dusze, które już zaczęły się oddawać modlitwie wewnętrznej i rozumieją już, jak wiele na tym zależy, by nie pozostawały ciągle tylko w mieszkaniu pierwszym, ale jeszcze nie mają odwagi i dość mocnego postanowienia, aby je zdołały porzucić bezpowrotnie i jeszcze raz w raz do niego wracają, bo nie opuszczają okazji, przez co na wielkie narażają się niebezpieczeństwo. Wszakże wielkie już to nad nimi miłosierdzie Boże, że przynajmniej od czasu do czasu usiłują odpędzić od siebie one jaszczurki i gady jadowite, i rozumieją, że trzeba je porzucić. Dusze te z pewnego względu więcej mają trudu, niż tamte pierwsze, choć o tyle mniejsze grozi im niebezpieczeństwo, że już je rozumieją, za czym i (s.243) można ufać, że postąpią dalej do wnętrza. Więcej, mówię, mają trudu, bo pierwsi podobni są do głuchoniemych, którzy tym samym, że nie słyszą, łatwiej znoszą i to drugie kalectwo swoje, że mają odjętą mowę; ci zaś są jako niemi tylko, którzy słuchają, a stąd wiele ciężej im dolega, że mówić nie mogą. Z tego jednak nie wynika, by stan głuchoniemych pożądańszy był od stanu niemych tylko, bo jakkolwiek pozbawienie mowy bardzo przykrym jest kalectwem, zawsze to przecież wielkie dla człowieka dobrodziejstwo, gdy przynajmniej słyszy, co do niego mówią. Tak więc i dusze, o których mówię obecnie, słyszą już głos wezwań Pańskich, bo postąpiwszy już dalej ku wnętrzu, w bliższym już zostają sąsiedztwie z miejscem, kędy Pan przebywa. A dobry to sąsiad i tak wielkie miłosierdzie Jego. Choć więc te dusze jeszcze zostają pod wpływem rozrywek, interesów, przyjemności i marności światowych, i często jeszcze to podnoszą się z grzechu, to znowu upadają (bo tak są jadowite i natrętne te gady, wśród których jeszcze przebywają, że cudu prawie potrzeba, by w tak niebezpiecznym zostając towarzystwie, nie potknęły się kiedy i nie upadły). Pan przecież w nieskończonej dobroci swojej tak mocno pragnie, by Go miłowały i z Nim przestawały, że nie ustaje raz po raz wzywać je, aby się do Niego zbliżyły. Głos Jego zaś jest tak słodki, że biedna dusza słysząc go trapi się niepocieszona, iż nie zdoła spełnić natychmiast tego, do czego ją wzywa. Tak więc cierpi więcej — jak mówiłam — niż gdyby wcale nie słyszała tego głosu Pańskiego.

3. Nie mówię, by te głosy i wezwania były z rodzaju tych, o których będzie niżej. Tutaj wezwania Boże dochodzą do duszy za pośrednictwem rzeczy zewnętrznych: słowo jakie z ust człowieka cnotliwego, kazanie słyszane, czytanie pobożne, te i wiele innych rzeczy, o których nieraz słyszałyście, są środkami, przez które Bóg zwykł wzywać dusze do siebie; mogą być jeszcze choroby i utrapienia, albo zwłaszcza prawda jaka jaśniej poznana i głębiej odczuta w chwili rozmyślania. Bo jakkolwiek by słabym jeszcze i nieudolnym był sposób odbywania modlitwy wewnętrznej, rzecz sama zawsze ma wielką (s.244) wagę u Boga. Przeto i wy, siostry, nie ważcie sobie lekko tej pierwszej łaski ani się zbytnio nie smućcie, jeślibyście nie mogły zaraz odpowiedzieć wezwaniu Pańskiemu. Bóg jest cierpliwy, umie czekać długie dni, owszem i lata cale, zwłaszcza gdy widzi wytrwałość i dobre pragnienia. Wytrwałości tu przede wszystkim potrzeba, z nią niezawodnie odniesiemy korzyść. Ale straszliwa jest wojna, jaką tu na różne sposoby przeprowadza diabeł, z większym, niż w mieszkaniu pierwszym, udręczeniem duszy. Tam ona była jakby głuchoniema albo przynajmniej mało co słyszała, a jeszcze mniej się opierała, jak kiedy to prawie całkiem już straci nadzieję w możność zwycięstwa. Ale tu zrozumienie jest żywsze i władze swobodniejsze, a pociski i strzały są takie, że dusza nie może ich nie słyszeć. Tutaj to czart owe gady jadowite, jakimi są rzeczy tego świata i uciechy jego, tak powabnie jej przedstawia, jakby wiecznie trwać miały: i szacunek, i wziętość, jakich tam używała, i wspomnienia krewnych i przyjaciół, zgubne dla zdrowia skutki pokuty i umartwień (do których dusza, skoro wstąpi w to drugie mieszkanie, zawsze pewien pociąg uczuwa), i mnóstwo innych tego rodzaju przeszkód.

4. O Jezu! W jakiż to odmęt, w jakie udręczenie wtrąca tu zły duch biedną duszę, tak iż sama nie wie, co począć, czy iść naprzód, czy też do pierwszego mieszkania zawrócić. Ale z drugiej strony, rozum odkrywa przed nią te zdrady diabelskie, ukazując jej, jako wszystkie te powaby świata niczym są w porównaniu z tą szczęśliwością, do której ona dąży. Wiara objawia jej, kto jest Ten, który jej tę szczęśliwość gotuje. Pamięć jej stawia przed oczy, jaki jest koniec wszystkich tych rzeczy ziemskich, przypominając jej tylu pozornie szczęśliwych według świata, którzy jakiś czas cieszyli się obfitością dóbr jego, a potem umarli; jak niejednego z nich śmierć nagła znienacka zaskoczyła; jak prędko przebrzmiała u ludzi pamięć ich; jak niejeden z tych, których znała opływających we wszelkie pomyślności doczesne, dziś leży pochowany w ziemi, deptany nogami przechodniów, bo i sama może nieraz po ich grobach stąpała, a ciała ich tam złożone stały się pastwą (s.245) robactwa; takie i wiele innych podobnych wspomnień nasuwa jej pamięć. A wola jej skłania się do umiłowania Tego, od którego otrzymała tyle niezliczonych darów i dowodów miłości, i rada by Mu choć czymkolwiek za nie się odpłacić. Szczególnie wzrusza ją to, że ten prawdziwy miłośnik nigdy jej nie opuszcza, wszędzie jej towarzyszy, byt i życie jej dając. Wreszcie i rozum znowu przychodzi do wniosku i przekonywa ją, że chociażby żyła najdłuższe lata, nigdy i nigdzie nie znajdzie lepszego przyjaciela (2); wskazuje jej, że wszystek świat pełen jest fałszu i kłamstwa, a uciechy, którymi nęci ją diabeł, są jednym nieustającym źródłem trosk, utrapień i przeciwności; że również poza tą twierdzą nigdzie, z wszelką pewnością, nie znajdzie dla siebie bezpieczeństwa ani pokoju. Powinna więc już nie błąkać się i nie szukać po domach cudzych, kiedy własny dom jej jest pełny bogactw, których, byleby chciała, używać może do woli; winna korzystać z takiego szczęścia swego, bo wszak nie każdemu to dano, by miał w domu swoim wszystko, czego mu potrzeba, a szczególnie, by posiadał u siebie takiego gościa, który ją chce mieć panią wszystkich dóbr Jego, byleby nie chciała sama zgubić siebie i jak on syn marnotrawny, żywić się karmą wieprzów.

5. Są to dostateczne przyczyny do odrzucania pokus złego ducha. Ale niestety. Panie i Boże mój, panujący na świecie obyczaj próżności i widok tłumów za nim idących wszystko niweczy! Taka bowiem w nas martwa wiara, że raczej wierzymy w to, czego dotykamy zmysłami, niż w to, czego ona naucza. A przecież mogliśmy się przekonać naocznie, ile rozmaitej nędzy cierpią ci, którzy żyją oddani wyłącznie tym rzeczom widomym. Ale to wszystko, wpośród czego żyjemy, tak nas zaślepia w tych rzeczach. I jak od ukąszenia żmii wszystko ciało jadem jej się zaraża i puchnie, tak tu jest z duszą każdego, kto się od tych gadów nie broni. Rzecz jasna, że duszy tak zarażonej silnych potrzeba lekarstw, aby jeszcze (s.246) wyzdrowiała i miłosierdzie to Boże, jeżeli od tego ukąszenia nie umrze. Rzeczywiście więc dusza ciężkie tu przechodzi utrapienia, zwłaszcza gdy diabeł widzi, że z charakteru i woli należy do tych, którzy chcą iść naprzód, wtedy już wytęża wszystkie piekielne siły swoje, aby się cofnęła lub całkiem twierdzę opuściła.

6. O Panie mój! jakże bardzo tu potrzebna jest pomoc Twoja, bez której nic uczynić nie może! Nie dopuszczaj tego przez wielkie miłosierdzie Twoje, by dusza ta uległa oszukaniu diabelskiemu i rozpoczętego dzieła zaniechała. Użycz jej światła, aby widziała, że w tym postępie ku rzeczom wyższym jest wszystko dobro jej i by zerwała ze złym towarzystwem. Niezmierny będzie dla niej pożytek z przestawania z duszami idącymi drogą życia wewnętrznego, nie tylko z tymi, które przebywają jeszcze w tym samym, co i ona, mieszkaniu, ale i z takimi, które już postąpiły do wnętrza. Wielką jej te dusze będą pomocą do postępu w dobrym i taka się może między nią a nimi wywiązać bliska zażyłość, że w końcu ją za sobą do dalszych mieszkań pociągną. Zawsze przed tym przestrzegam, aby się nie dała zwyciężyć, jeśli bowiem diabeł spotka się w niej z wielkim i mocnym postanowieniem utracenia raczej życia, spokoju i wszystkiego, co jej ofiaruje, niżby miała cofnąć się na powrót do pierwszego mieszkania, daleko prędzej da jej za wygraną i dalszych napaści zaniecha. Niech się okaże jako żołnierz waleczny, a nie jako oni, którzy nie pamiętam pod czyją wodzą idąc do boju, brzuchem się kładli nad brzegiem strumienia, dla ugaszenia pragnienia swego (3). Niech się przygotuje na to, że idzie stawić czoło wszystkiemu wojsku diabelskiemu i że do tej walki nie ma dzielniejszego oręża nad krzyż.

7. Nieraz już o tym mówiłam, ale tak ważna to przestroga, że nie mogę nie powtórzyć jej tutaj. Chodzi mianowicie o to, aby przystępujący do tej sprawy świętej nie myśleli o pociechach; byłby to bardzo niski sposób wszczynania pracy (s.247) około wznoszenia takiej wielkiej i kosztownej budowy, owszem, byłoby to budowanie na piasku i dom taki, zaczęty bez fundamentu, musiałby upaść i rozsypać się w gruzy. Trzeba więc być przygotowanym na to, że nigdy tu nie zabraknie smutków i pokus. Nie w tych bowiem pierwszych mieszkaniach jest miejsce, kędy się zbiera mannę z nieba; miejsce to leży dalej, w mieszkaniach wewnętrznych, gdzie już dusza znajduje smak i słodkość we wszystkim, czego pragnie i chce, bo niczego nie chce, tylko tego, czego Bóg sam chce. Zabawna to rzecz, że tak od razu, nosząc w sobie jeszcze niezliczone niedoskonałości i cnoty tak wątłe, że się jeszcze nie trzymają na nogach, bo ledwo poczynają wyrastać, a dałby Bóg, by już naprawdę poczynały, mamy śmiałość żądać pociech na modlitwie i żalić się na oschłości! Oby was to nigdy nie spotkało, siostry! Chwyćcie się oburącz tego krzyża, który na świętych barkach swoich nosił Oblubieniec wasz i powiedzcie sobie, że to ma być wasz sztandar. Która więc zdolna jest cierpieć, niechaj cierpi dla Niego, a tym większą otrzyma zapłatę. Wszystko inne to tylko dodatek, za który, jeśli Pan zechce wam go użyczyć, dziękujcie Mu zawsze.

8. Powiecie może, że skoro jesteście gotowe do znoszenia cierpień zewnętrznych — wolno wam spodziewać się od Boga pociech wewnętrznych.— Ale Bóg w nieskończonej mądrości swojej lepiej wie, co nam pożyteczno i nie do nas należy wskazywać Mu, co i kiedy ma nam dawać i na takie nalegania nasze słusznie nam może odpowiedzieć, że “nie wiemy, o co prosimy” (4). Wszystek wysiłek początkującego oddawać się modlitwie do tego zmierzać powinien (a nie zapominajcie, że jest to bardzo ważne), by z wszelką pilnością, na jaką zdoła się zdobyć, nad tym pracował i o to z całą gotowością się starał, by wola jego stała się zgodna z wolą Bożą. Upewniam was, że na tym — jak to jeszcze później objaśnię — zasadza się wszystka najwyższa doskonałość, jaką na drodze życia duchowego osiągnąć zdołamy. Im doskonalej kto tego warunku dopełni, (s.248) tym większe dary otrzyma od Pana, tym dalej na tej drodze postąpi. Nie sądźcie, by do tego postępu potrzeba było jakiej nadzwyczajnej mądrości, jakich tajemnych, mało komu znanych sposobów, gdyż wszystko dobro nasze w tym właśnie się kryje. Lecz jeśli z samego początku błędny obieramy kierunek, jeśli na samym wstępie chcemy, by Pan czynił wolę naszą i prowadził nas tak jak nam się podoba, jakąż moc i trwałość może mieć budowanie nasze? Starajmy się czynić, co jest w naszej mocy i brońmy się od tych gadów zjadliwych, gdyż Pan nieraz sam tego chce i dopuszcza, by nas napastowały i trapiły złe myśli, roztargnienia i oschłości tak natarczywe, że im się opędzić trudno; nieraz nawet dopuszcza tym żmijom ukąsić nas, abyśmy tym pilniej czuwali na przyszłość i aby nas doświadczył, czy szczerze nam żal, żeśmy Go obrazili.

9. Choćby więc nieraz zdarzyło się wam upaść, nie traćcie odwagi do dążenia naprzód, bo i te upadki wasze obróci Bóg na pożytek duszy, podobnie jak aptekarz, zalecający swój antydot, sam pierwej, na dowód skuteczności jego, kosztuje trucizny. Choćbyśmy skądinąd nie znali nędzy naszej i szkód, jakie przynosi rozproszenie, to sama już walka, jaką staczać z sobą musimy dla skupienia się wewnętrznie, dostatecznym byłaby tej nędzy naszej dowodem. Cóż może być nieszczęśliwszego nad to, gdy człowiek staje się wygnańcem z własnej duszy swojej? Gdzie możemy jeszcze spodziewać się pokoju, jeśli go w domu własnym znaleźć nie możemy? Same nawet władze duszy, te najbliższe i najprawdziwsze przyjaciółki, z którymi, choćbyśmy i nie chcieli, żyć musimy, wojnę nam wydają, jakby mszcząc się za to, co od grzechów i złych nałogów naszych ucierpiały. Pokój, pokój, siostry moje! Słowo to Pana naszego, którym tyle razy pozdrawiał Apostołów swoich (5). Ale wierzcie mi, że jeśli pokoju tego nie mamy i nie staramy się posiąść go w domu własnym, daremnie szukalibyśmy go poza domem. O, niech już będzie koniec tej wojnie! Na tę krew, którą za nas wylał Syn Boży, proszę o to (s.249) wszystkich: i tych, którzy nie pomyśleli jeszcze o wejściu w siebie i tych, którzy już tę dobrą sprawę rozpoczęli, by przez obawę trudu i walki nie cofali się wstecz. Niech pomną, że gorsza od choroby jest recydywa, bo z choroby się powstaje, recydywa najczęściej zabija. Niech nie ufają w siłę własną i wszystką ufność swoją położą w miłosierdziu Boga, a zobaczą, jak boska łaskawość Jego będzie ich przenosiła z mieszkania do mieszkania, coraz bliżej do wnętrza i wprowadzi ich do ziemi, kędy srogie owe zwierzęta nie będą mogły dosięgnąć ich i dręczyć, ale oni raczej będą je mieli pod nogami swymi i śmiać się będą z bezsilnej ich złości; szczęśliwość zaś ich już i w tym życiu będzie tak wielka, jakiej serce ludzkie nawet i zapragnąć nie zdoła.

10. Jak się macie zachowywać w tych trwogach i zamieszaniach, jakie tu diabeł wznieca, w jaki sposób macie wszczynać pracę nad zebraniem się w duchu, nie gwałtownie, ale cicho i spokojnie, aby praca ta mogła być ciągła, o tym tu mówić nie będę, bo — jak wspomniałam na początku — w innych księgach dla was pisanych obszerne w tym przedmiocie dałam wam objaśnienia (6). To tylko tu dodam, że wielką w tej pracy wewnętrznej pomocą może wam być — zdaniem moim — szukanie rady u osób w życiu duchowym już doświadczonych. Tak na przykład, gdy nieodzowne zajęcia zewnętrzne zmuszą was do wyjścia z waszej samotności wewnętrznej, może wam się zdawać, że wszystek owoc waszej pracy będzie stracony. Ponieważ jednak nie zaniechałyście trudu, Pan i to chwilowe roztargnienie obróci wam na pożytek, chociażbyście nie miały nikogo, kto by was uczył. Ale pracy tej, i to wytrwałej, koniecznie potrzeba, bo gdy umysł ulegnie roztargnieniu i zabłąka się wśród rzeczy zewnętrznych, nie ma na to innej rady, jeno znów zacząć od początku i znowu zebrać myśli rozproszone; inaczej rozproszenie z każdym dniem coraz bardziej będzie się wzmagało, a poziom duszy z każdym dniem (s.250) będzie się coraz głębiej obniżał. Daj Boże, by każda, o ile ta przestroga do niej się odnosi, dobrze ją zrozumiała!

11. Ale może tu która pomyśli sobie: jeśli cofanie się wstecz tak wielką jest szkodą, tedy lepiej wcale nie zaczynać i zgoła do twierdzy nie wchodzić. — Mówiłam wam na początku, i sam Pan to mówi, że “kto miłuje niebezpieczeństwo, w nim zginie” (7), i że bramą, którą się wchodzi do tej twierdzy, jest modlitwa. Byłoby zaś nierozumem, gdyby kto sądził, że może wnijść do nieba, nie wszedłszy naprzód w siebie, aby poznać siebie samego i zastanowić się nad nędzą własną i nad tym, co winien jest Bogu i błagać ustawicznie miłosierdzie Jego. Sam Pan bowiem mówi: “Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie”; nie wiem, czy przytaczam dosłownie, ale zdaje mi się, że tak. I jeszcze: “Kto zobaczył Mnie, zobaczył także Ojca” (8). Kto by więc nigdy nań nie spojrzał i nie zastanawiał się nad tym, ile Mu zawdzięcza, i nad tą śmiercią, którą On za nas poniósł, ten nie wiem, jakim sposobem mógłby Go znać i służyć Mu pełnieniem dobrych uczynków. Bo wiara bez uczynków i uczynki, jeśli nie są złączone z zasługami Jezusa Chrystusa, najwyższego dobra naszego, jaką mogą mieć wartość? Wreszcie, jakim sposobem zdołamy pobudzić siebie do miłości tego Pana, jeślibyśmy nigdy tych rzeczy nie rozważali?

Niechaj Pan użyczy nam łaski, byśmy zrozumieli, jak drogo Go kosztujemy, i że nie jest sługa nad Pana swego, a dla osiągnięcia chwały Jego potrzeba na nią pracować, zaś chcąc pracować ze skutkiem, potrzeba się modlić ustawicznie, abyśmy nie popadli w pokuszenie (9).

MIESZKANIE TRZECIE

ROZDZIAŁ l

Opowiada, jak nigdy, póki żyjemy na tym wygnaniu, nie ma, nawet dla dusz do wysokiego już stanu – podniesionych, zupełnego bezpieczeństwa, a przeto zawsze potrzeba chodzić w bojaźni świętej. — Kilka ważnych uwag.

1. Cóż teraz powiem tym, którzy z miłosierdzia Bożego odnieśli zwycięstwo w tych bojach i przez wytrwałość weszli do mieszkania trzeciego, jeśli nie to: “Szczęśliwy mąż, który się boi Pana”? (1)

Wielka to łaska, że Pan dał mi zrozumieć, mimo nieudolności mojej, znaczenie tego wiersza i jego zastosowanie do obecnego przedmiotu. Słusznie szczęśliwym zwać go możemy, bo nie cofnął się wstecz, bezpieczną idzie drogą do zbawienia. Poznajcie z tego, siostry, jak wielką, i to ważną, jest rzeczą, przebyć zwycięsko te walki poprzednie, bo mam to za rzecz pewną, że tego Pan żadną miarą nie omieszka utwierdzić w bezpieczności sumienia, co niemałym zaprawdę jest dobrem. W bezpieczności, powiedziałam, ale źle się wyraziłam, bo nie masz bezpieczeństwa w tym życiu; stąd też dla zrozumienia dodałam to ostrzeżenie: “jeśli nie cofnie się wstecz z rozpoczętej drogi”.

2. Wielka to nędza, żyć na tej ziemi i być podobnym do tych, którzy, mając nieprzyjaciela tuż po bramą, ani spać, ani jeść nie mogą, jeno z bronią w ręku, w ciągłej, we dnie i w nocy, żyją czujności i trwodze, by snadź nieprzyjaciel znienacka ich nie podszedł. O, Panie mój i jedyne dobro moje! Jakże (s.252) chcesz, byśmy kochali to życie tak nędzne, bo nie można by nie pragnąć i nie prosić Ciebie, byś nas od niego wybawił, gdyby nie nadzieja, że możemy je oddać dla Ciebie albo przynajmniej cale w służbie Twojej strawić, a przede wszystkim, gdyby nie to, że taka jest wola Twoja? O jakże chętnie wołalibyśmy ze św. Tomaszem, by umrzeć razem z Nim (2), bo czyż to nie wielokrotne umieranie żyć bez Ciebie, i do tego jeszcze w tej obawie, że możemy stracić Ciebie na wieki? Dlatego powiadam, córki, że jedyne szczęście, o jakie nam prosić należy, jest to, byśmy już znaleźli się w bezpieczeństwie zupełnym z błogosławionymi; bo wśród trwóg i obaw tego wygnania, w czym może podobać sobie, kto wszystko upodobanie swoje ma w Bogu? A wiedzcie, że byli Święci, którzy w takiej że jak my i wyższej jeszcze doskonałości byli, a przecie popadli w grzechy ciężkie. Żadnej zaś nie mamy pewności (3), czy Bóg zechce nas podźwignąć i takiej, jak im, użyczyć pokuty.

3. Upewniam was, córki, że cała drżę, gdy to piszę i sama nie wiem, jak piszę i jak żyję, taki mię strach ogarnia na samo wspomnienie tego, a przychodzi mi ono bardzo często. Proście Go, córki, by zawsze raczył żyć we mnie, bo bez Niego jakież bezpieczeństwo może mieć życie tak źle użyte, jak moje? Niech was to nie smuci, jak to już nieraz widziałam smutek na twarzach waszych, gdym wam czyniła podobne wyznania, bo chciałybyście i słusznie, bym była wielką świętą. Chciałabym i ja, ale cóż robić, kiedy z własnej winy takiego szczęścia siebie pozbawiłam? Z własnej winy mojej, bo na Boga skarżyć się nie mogę, by kiedy przestał użyczać mi łask dostatecznych ku temu, aby się spełniło życzenie wasze. Nie mogę o tym mówić bez serdecznych łez i wstyd mię wielki, że nauczam was, od których raczej sama bym uczyć się powinna. Ciężkim, zaiste, było mi w tym razie posłuszeństwo! Niechże Pan, ze względu (s.253) na to, że jedynie dla Niego spełniam ten rozkaz, raczy przynajmniej to sprawić, byście wy z tego jakikolwiek pożytek odniosły i wstawiły się do Pana za tą nędznicą. Wiadomo dobrze boskiej wielmożności Jego, że jedynie w miłosierdziu Jego mogę pokładać nadzieję i kiedy już nie mogę być inna niż jestem, nic mi nie pozostaje innego, jeno uchwycić się mocno tej jedynej nadziei i uciec się z ufnością do zasług Syna Jego i Najświętszej Panny, Matki Jego, której habit pospołu z wami, niegodna noszę. Dzięki czyńcie Panu, córki moje, że jesteście prawdziwie tej Panny Najświętszej córkami, bo taką Matkę dobrą mając, już nie potrzebujecie się wstydzić, że ja tak nędzna jestem. Naśladujcie Ją i pomyślcie, jaka to musi być potęga tej Pani i jak wielkie to szczęście, mieć Ją za orędowniczkę, kiedy nawet grzechy moje i ta głęboka nędza moja nie zdołały zaćmić w niczym blasku Jej świętego Zakonu.

4. Jedno tu wszakże dodaję dla przestrogi waszej: To, iż żyjecie w takim świętym Zakonie i taką macie Matkę i Patronkę, jeszcze wam nie daje bezpieczeńswa. Dawid był mężem bardzo świętym, a syn jego Salomon wiecie, jaki był. Nie polegajcie więc ani na tym, że w takim tu zamknięciu i umartwieniu żyjecie, ani na tym, że ustawicznie przestajecie z Bogiem na modlitwie, ani na tym, że tak tu jesteście odłączone od świata i takie czujecie w sobie do rzeczy światowych obrzydzenie. Dobre to wszystko, ale wszystkiego tego nie dość jeszcze na to, by wam wolno było odłożyć na bok wszelką bojaźń. A przeto ciągle miejcie w pamięci i głęboko wyryjcie sobie w sercu te słowa święte: “Szczęśliwy mąż, który się boi Pana” (4).

5. Sama już nie pamiętam, o czym mówić zaczęłam i daleko odeszłam od przedmiotu, ale gdy wspomnę na siebie, skrzydła mi opadają i nic już dobrego powiedzieć nie zdołam. Wolę już teraz zapomnieć o tym i wracam do tego, o czym mówiłam, to jest do dusz, które już weszły do mieszkania trzeciego. Niemałą zaiste, owszem niezmiernie wielką łaskę (s.254) Pan im uczynił, dając im szczęśliwie pokonać owe pierwsze trudności. Takich dusz, sądzę, z łaski Bożej wiele jest na świecie; pragną one nie obrazić w niczym Boskiego Majestatu, wystrzegają się nawet grzechów powszednich, spełniają chętnie uczynki pokutne, mają swoje godziny wyznaczone do skupienia się w duchu, czasu dobrze i pożytecznie używają; ćwiczą się w uczynkach miłosiernych względem bliźnich, powściągliwe są w mowie i w ubraniu; domem też, jeśli go mają, pilnie zarządzają. Jest to bez wątpienia stan pożądany i nie widać, co by takim duszom mogło bronić dalszego, aż do ostatniego mieszkania, postępu. Pan im pewno pomocy swojej nie odmówi, skoro zechcą, bo piękne takie usposobienie ich wewnętrzne czyni je zdolnymi do otrzymania wszelkiej łaski.

6. A czy jest taka, o Jezu, która by nie chciała dostąpić tak wielkiego szczęścia, zwłaszcza kiedy już przebyła, co było najtrudniejszego? — Nie ma z pewnością takiej, lecz wszystkie jednomyślnie wołamy: Chcemy, chcemy! Ponieważ jednak na to, aby Pan całkowicie wziął duszę w posiadanie, potrzeba czegoś więcej, nie starczą tu same pragnienia, jak nie starczyły młodzieńcowi w Ewangelii, którego Pan wezwał do doskonałości (5). Od pierwszej chwili, jak zaczęłam to pisanie o mieszkaniach duszy, młodzieniec ten ustawicznie stoi mi przed oczyma, bo i my dosłownie tak samo postępujemy, stąd po większej części pochodzą wielkie oschłości, jakie cierpimy na modlitwie, choć mogą być i inne przyczyny. Nie mówię też tu o pewnych utrapieniach wewnętrznych, rzec by można nieznośnych, jakich, bez najmniejszej winy ze swej strony, doznaje niejedna dobra dusza, a z których Pan zawsze ją wyprowadzi z wielkim dla niej zyskiem; nie mówię również o duszach podległych melancholii i innym tego rodzaju niemocom; nie mówię wreszcie o skrytych sądach Bożych, w które tu, jak w każdym innym zdarzeniu, nie naszą rzeczą jest wchodzić. Ale, pominąwszy te wyjątki, zwykłą, powtarzam, oschłości naszych przyczyną jest ta, o której tylko co wspomniałam. Dusze, o których (s.255) tu mówię, mając tę pewną o sobie świadomość, że za nic w świecie nie dopuściłyby się grzechu (a są między nimi i takie, które gotowe wszystko wycierpieć raczej, niżby miały popełnić rozmyślnie jeden grzech powszedni), że nadto życie wiodą cnotliwe, z czasu i mienia swego dobry robiąc użytek — z przykrością to znoszą, że drzwi do komnaty, w której przebywa Król, jeszcze zostają przed nimi zamknięte, choć poczytują siebie za lenników i dworzan Jego, i są nimi w istocie. Nie pamiętają jednak, że i królowie tej ziemi, choć wielu mają dworzan i lenników, nie wszyskim jednak dają wstęp na pokoje królewskie. Wnijdźcie, wnijdźcie, córki, do własnego wnętrza waszego; puśćcie mimo siebie maluczkie wasze dobre uczynki; uczyniłyście tylko, coście powinne były uczynić, tym samym, że nosicie imię chrześcijańskie i dużo więcej jeszcze z tego tytułu powinne byście uczynić. Dość wam tego, że jesteście służebnicami Bożymi, nie domagajcie się rzeczy wyższych, byście snadź nie pozostały z niczym. Przypatrzcie się dobrze Świętym, którzy zostali dopuszczeni do komnaty królewskiej, a zobaczycie, jaka jest między nimi a nami różnica. Nie żądajcie tego, na coście nie zasłużyły; aniby nam to w myśli powstać nie powinno, byśmy po tylu grzechach, którymi obraziłyśmy Boga, mogły jeszcze, choćby najgorliwszą służbą naszą, na takie szczęście zasłużyć.

7. Pokory, pokory! Nie mogę jakoś obronić się tej pokusie, bym tych, którzy tak wielkie rzeczy robią z oschłości swoich, nie posądzała o brak tej cnoty. Mówię tu o zwyczajnych oschłościach, a nie o onych wielkich udręczeniach wewnętrznych, które są zupełnie czym innym niż prosty tylko brak uczuć pobożnych. Doświadczajmy siebie, siostry moje, i pozwólmy Panu, niech nas doświadcza, jak to umie czynić, choć my często na tych próbach Jego poznać się nie umiemy. Zbliżmy się do owych dusz tak wyrobionych i zobaczmy, co one czynią dla Boga, a łatwo przekonamy się, że żadnego nie mamy powodu, który by nas upoważniał do utyskiwania na boskie nad nami zrządzenia Jego. Bo jeśli my, jak on młodzieniec w Ewangelii, odwracamy się do Niego plecami i (s.256) odchodzimy smutni, gdy nam ukazuje drogę doskonałości, cóż chcecie, by Pan uczynił, kiedy nie może inaczej wymierzać nagród swoich, jeno wedle miary miłości naszej dla Niego? A miłość ta, córki, nie ma być czczym wytworem wyobraźni naszej, ale powinna się okazać w uczynkach. Nie sądźcie jednak, by te uczynki nasze były Bogu potrzebne. Bóg żąda tylko woli stanowczo Jemu oddanej.

8. Mogłoby się komu zdawać, że skoro nosimy habit zakonny i z własnej woli naszej go przywdziałyśmy, skoro dla miłości Pana opuściłyśmy świat i wszystko co na nim posiadałyśmy (chociażby to, co opuściłyśmy, nie było więcej warte nad owe sieci, które opuścił Piotr, bo w oczach Pana, wiele daje, kto daje wszystko co ma) — że już dopełniłyśmy wszystkiego co potrzeba. Zapewne, dobre to bardzo usposobienie, jeśli kto w nim wytrwa i nie wraca się już choćby pożądaniem do owych płazów, które porzucił wychodząc z mieszkania pierwszego; niewątpliwie też, jeśli statecznie zachowa siebie w tym ogołoceniu i wyrzeczeniu się wszystkiego, osiągnie to, do czego dąży. Ale jeden jest do tego konieczny warunek, zważcie to dobrze, by — według nauki Apostoła czy samego Zbawiciela (6) — zawsze miał siebie za sługę niepożytecznego i nie wyobrażał sobie, jakoby Pan, za służbę jego, miał jaki obowiązek użyczenia mu tej łaski i dopuszczenia go do królewskiej komnaty swojej, ale przeciwnie, im więcej za łaską Pańską zdoła uczynić dobrego, tym bardziej niech uznaje siebie dłużnym. Cóż my możemy uczynić dla tego Boga tak hojnego, który umarł za nas i stworzył nas, i daje nam byt i życie? Czy raczej nie powinnyśmy poczytywać to sobie za szczęście, jeśli dana nam jest możność wypłacenia się choć w cząstce jakiej z tego, co Mu winnyśmy za Jego dla nas usługi (z przykrością używam tego wyrazu, ale prawdziwie tak jest, bo całe na tej ziemi życie Jego niczym innym nie było, jeno służbą dla nas), a nie prosić znowu o łaski i pociechy? (s.257)

9. Pilnie rozważajcie, córki, te kilka uwag, które tu napomknęłam, choć bez ładu ni związku, bo jaśniej się tłumaczyć nie umiem. Pan z łaski swojej da wam głębsze ich zrozumienie, abyście z oschłości waszych odnosiły pomnożenie się w pokorze, a nie trwogę i zamieszanie, jak tego pragnie diabeł. I bądźcie pewne tego, że gdzie jest prawdziwa pokora, tam Bóg, chociażby wam nigdy nie użyczył pociech duchowych, da wam za to taki pokój i zgodzenie się z wolą Jego, że większe w nim znajdziecie zadowolenie, niż drudzy w rozkoszach wewnętrznych. Rozkoszy tych — jak czytałyście — Pan zwykł udzielać słabszym, którzy też, jak sądzę, nieradzi zgodziliby się oddać je w zamian za męstwo dusz wyższych, które Bóg prowadzi drogą oschłości. I nie dziw, bo natura nasza zawsze woli pociechę niż krzyż. O Panie, który znasz wszystką prawdę i nic nie masz przed oczyma Twymi ukrytego, Ty doświadczaj nas, abyśmy i my poznali prawdę i samych siebie.

ROZDZIAŁ 2

Mówi w dalszym ciągu o oschłościach na modlitwie i jaki może być ich skutek; jak potrzeba nam doświadczać samych siebie, i jak Pan doświadcza dusze, w tym trzecim mieszkaniu przebywające.

l. Znałam niektóre dusze, a nawet mogę powiedzieć, że znałam ich wiele, które doszedłszy do tego stanu, lata już całe żyły w tej prawości duszy i ciała, o ile o tym człowiek sądzić może, a potem jednak, choć powinny by były już mieć świat pod nogami swymi albo przynajmniej znać się na nim dokładnie, skoro spodobało się Panu wystawić je na próby, w taki wpadły stan niepokoju i udręczenia wewnętrznego, że wydziwić się temu nie mogłam i niemałą nawet o dusze te powzięłam obawę. Chcieć je oświecić i wspomóc radą, byłoby rzeczą daremną, bo tak dawno już chodząc drogą cnoty, mają siebie za dostatecznie oświecone: raczej, zdaje im się, mogłyby (s.258) nauczać drugich i powód ten w ich przekonaniu jest aż nadto słuszny.

2. Toteż nie znalazłam nigdy i dotąd nie widzę innego sposobu pocieszenia takich dusz, jeno ten, by okazywać im szczere współczucie w ich strapieniu (bo i w rzeczy samej godne są litości dla takiej nędzy swojej), nie sprzeciwiać się ich racjom, bo przekonane najmocniej, że ich udręczenie pochodzi z miłości Bożej, nie mogą zrozumieć, że jest ono tylko niedoskonałością. I to jest drugi błąd w duszach, które już tak wysoko postąpiły. Że podobne próby mogą je w pierwszej chwili zaboleć, temu się nie dziwię, ale powinny by umieć rychło pokonać w sobie te pierwsze uczucia. Bóg, chcąc doprowadzić wybranych swoich do jasnego poznania ich nędzy, usuwa od nich do czasu pociechy swoje, niczego więcej nad to nie potrzeba: pozbawieni tych pociech, od razu poznajemy, czym sami z siebie jesteśmy. Od razu okazuje się skuteczność tej próby, od razu widzimy jasno niedostatki nasze i nieraz więcej nas boli widok tej nędzy naszej, że mimo woli nawet tak żywo czujemy przykrości i utrapienia ziemskie, choćby nie bardzo ciężkie, niż samo to wewnętrzne utrapienie, skutkiem którego ta nędza nasza się objawia. Wielkie to, zdaniem moim, nad nami miłosierdzie Boże, bo choć to jest niedoskonałość, wiele na niej wygrywa pokora.

3. Ale tego zysku dusze — o których mówię obecnie — nie mają, bo poczytują sobie te rzeczy za wzniosłe i chcą, by i inni tak sądzili. Objaśnię to bliżej na kilku przykładach, abyśmy poznawali i doświadczali siebie pierwej niż Pan nas doświadczy. Z wielkim to będzie dla nas pożytkiem, gdy przygotujemy się na próbę, nim ona przyjdzie.

4. Oto, na przykład osoba bogata, bezdzietna, nie mająca nikogo z bliższych, komu by przekazała bogactwa swoje, skutkiem niepomyślnych okoliczności traci znaczną część majętności swojej; nie taka to jednak strata zupełna, by jej nie pozostało jeszcze dosyć i więcej niż potrzeba na utrzymanie siebie i domu swego. Jeśli ta osoba tak się niepokoi i trapi stratą swoją, jak gdyby jej już zabrakło i chleba powszedniego, (s.259) jakże taką może wzywać Pan, aby dla miłości Jego opuściła wszystko? Na to odpowie może ta osoba, że dlatego tak boleje nad utratą mienia, że chciała go użyć na wspomożenie ubogich. — Ale Bóg, zdaje mi się, więcej żąda ode mnie zgodzenia się na Boże zrządzenia Jego i utrzymania duszy w pokoju, niż jakich bądź dzieł miłosiernych. Że więc ta dusza na taki pokój wewnętrzny zdobyć się nie umie, bo Pan jej jeszcze do tak wysokiego stopnia łaski nie podniósł, tego nikt jej nie poczyta za winę; ale niechże przynajmniej uzna, że brak jej jeszcze potrzebnej do tego swobody ducha, a to samo przysposobi ją do otrzymania tej łaski, bo będzie jej pobudką do gorącej o nią modlitwy.

Druga jakaś posiada majętność dostateczną na obfite i przeobfite wyżywienie siebie, a oto nastręcza się jej sposobność do powiększenia jej majątku. Jeśli jej to przychodzi darmo, mniejsza o to, nie będzie w tym nic złego, że przyjmie, ale żeby sama o to się starała i wciąż coraz bardziej pragnęła się zbogacić, to jakkolwiek by dobry w tym zamiar miała (złego tu przypuszczać nie można, gdyż mówimy tu o osobach cnotliwych i oddanych modlitwie), niech ani marzy o tym, by zdołała wejść do mieszkań wewnętrznych, kędy Król przebywa.

5. Podobnie dzieje się z takimi duszami, gdy je w czymkolwiek spotka jaka wzgarda lub małe upokorzenie; nieraz może cierpliwie to zniosą, bo Bóg daje im łaskę ku temu (rad bowiem bierze w obronę swoją niewinnego, by sława jego nie ucierpiała przed ludźmi i również, będąc Panem dobrym i wszystkim Dobrem naszym, chce w taki sposób wynagrodzić te dusze za wierną ich służbę), ale wewnątrz jednak pozostaje im wzburzenie, którego nie zdołają opanować i które nieprędko przemija. O, Boże wielki! A czyż to nie są te same dusze, które od tak dawna już rozmyślają o Męce Zbawiciela i od dawna wiedzą o tym, jak dobrą rzeczą jest cierpienie i pragną nawet cierpienia? I chciałyby, aby wszyscy tak żyli, jak one, a daj Boże, by i tej przykrości, którą cierpią, nie kładły na karb złości ludzkiej i w ten sposób miały z niej zasługę! (s.260)

6. Powiecie może, siostry, że powyższe przykłady przywodzę niepotrzebnie i że was one się nie tyczą, bo my tu żadnych bogactw nie posiadamy ani ich nie pragniemy, ani się o nic nie staramy, ani też zniewagi od nikogo nie cierpimy? — Mimo to, chociaż powyższe porównania do nas się nie stosują, możemy jednak z nich i dla siebie wyciągnąć wnioski w wielu innych wypadkach, które i u nas zdarzyć się mogą, a których tu szczegółowo wymieniać nie ma potrzeby ani pożytku. Z przykładów owych łatwo możecie wyrozumieć i na tych maluczkich, choć innego rodzaju, próbach, jakie wam tu się zdarzają, doświadczyć, czy prawdziwie jesteście sercem ogołocone z tego, coście opuściły na świecie i przekonać się, czy istotnie panujecie nad namiętnościami swymi. Bo nie w tym rzecz, wierzcie mi, czy kto nosi habit zakonny, czy nie, ale w tym jedynie, by usilnie ćwiczyć się w cnotach i całą istnością swoją oddać się Bogu i wszystek tryb życia swego do tego stosować, co i jak Pan zechce, i nie szukać spełnienia woli swojej, tylko spełnienia woli Bożej. Jeśliśmy jeszcze do tak wysokiej cnoty nie doszły, więc przynajmniej upokarzajmy się; bo pokora to lekarstwo na wszelkie rany nasze; jeśli ją mamy prawdziwą. Boski nasz lekarz przyjdzie w końcu niezawodnie i nas uzdrowi.

7. W umartwieniach i pokutach swoich, dusze, o których mówię, są tak opanowane, jak i w całym życiu swoim. Bardzo są przywiązane do życia, chcąc nim służyć Panu, w czym pewno nie masz nic złego, i skutkiem tego są bardzo ostrożne w umartwieniach, by im snadź nie zaszkodziły na zdrowiu. Nie zabiją się one surowościami, możemy być o to spokojne, bo rozum mają rozważny i chłodny, a miłości takiej, która by je wyżej uniosła nad rozum, nie ma w nich. Wolałabym jednak, żeby ją miały; nie poprzestawałyby wówczas na takim ściśle obliczonym sposobie służenia Bogu, i przekonałyby się, że, idąc wciąż takim krokiem akuratnie odmierzonym, nigdy do końca drogi nie dojdą. Zdaje się im bowiem, że postępują naprzód, ale w rzeczy samej tylko się męczą (bo jest to droga uciążliwa), i wielkie to jeszcze będzie szczęście, jeśli nie (s.261) zabłądzą. Jak sądzicie, córki, czy byłoby roztropnym, by ten, kto mogąc całą podróż do innego kraju odbyć w tydzień, wolał tułać się cały rok, narażając się na wiatry, śniegi, powodzie, rozdroża i ukąszenia wężów? Czy nie roztropniej by postąpił, gdyby zdobył się na odwagę i wszystkie te niebezpieczeństwa i trudy przebył i zwalczył od razu? O, jakże wiele miałabym do powiedzenia o tym z własnego doświadczenia! A dałby Bóg, bym choć teraz wyszła z tego stanu, bo nieraz zdaje mi się, że jeszcze nie wyszłam.

8. Z powodu tego wyrachowania, jakim kierujemy się w służbie Bożej, wszystko nam się staje zawadą, bo wszystkiego się boimy. Stąd nie śmiemy postąpić naprzód, jak gdyby nas miano zanieść do owych mieszkań, podczas gdy inni muszą tam mozolnie podróżować. Że jednak tak nie jest, więc dla miłości Pana, zdobywajmy się, siostry moje, na odwagę! Roztropność i obawy nasze zostawmy na boku, nie zważajmy tak bardzo na słabość naszą, bo to jest wielką przeszkodą. Staranie o ciele naszym i jego potrzebach zostawmy przełożonym, my tylko o to się troszczmy, abyśmy prędzej doszły do oglądania Pana naszego. Jakkolwiek bowiem wygody, których byśmy tu użyć mogły są prawie żadne, przecież i tak jeszcze mogłyby nas zaprowadzić na błędne drogi. Zarzućmy je stanowczo i mężnie, tym bardziej że pieszczenie się zdrowia nie przymnaża, jak o tym wiem sama. Te zresztą umartwienia, to rzecz podrzędna. Tu trzeba wielkiej pokory. Jeśliście to pojęły, zrozumiecie, gdzie się ukrywa źródło niedomagania onych dusz, które nie postępują naprzód. C o do nas, miejmy zawsze to o sobie przekonanie, żeśmy jeszcze mało drogi uszły, a o siostrach przeciwnie, że bardzo szybkie i wielkie robią postępy i nie tylko pragnijmy tego, ale i starajmy się o to, by nas każdą uważano za najgorszą ze wszystkich.

9. Przy takiej pokorze, stan duszy w tym trzecim mieszkaniu zostającej jest doskonały, bez niej pozostanie ta dusza całe życie na tymże miejscu, niezliczone przy tym cierpiąc udręczenia i nędze. Tym samym, że nie umiemy się wyrzec siebie, sami sobie czynimy drogę uciążliwą i trudną, wszędzie (s. 262) nosząc z sobą ciężkie brzemię własnej nędzy swojej; gdy przeciwie ci, co mężnie zwyciężyli samych siebie, swobodnie i lekko wstępują ku mieszkaniom wyższym. Takim duszom wynagradza Bóg nie tylko sprawiedliwie, ale z obfitością miłosierdzia, dając nam dużo więcej niż zasłużyliśmy, użyczając “pociech” przewyższających wszelkie przyjemności, jakie człowiek może znaleźć w uciechach tego życia. “Smaków” tych jednak duchowych, jak sądzę, nie daje im tu jeszcze w wielkiej obfitości, niekiedy tylko i z rzadka, aby ich widokiem tego, co je czeka w mieszkaniach dalszych, zachęcić, by się do nich sposobiły.

10. Zapytacie może, dlaczego tu używam dwóch różnych wyrazów na oznaczenie jednej rzeczy, kiedy pociechy duchowe a smaki duchowe to zdawałoby się jedno i to samo. — Mnie jednak zdaje się, że są to dwie rzeczy bardzo różne, i chyba się nie mylę. Wytłumaczę to, o ile rozumiem, gdy przejdziemy do czwartego mieszkania, tam bowiem Pan obficie tymi smakami duszę obdarza, więc będzie to miejsce właściwe do ich objaśnienia. Może się to komu wydać zbyteczne, nie będzie przecież bez pożytku, bo nabrawszy dokładnego o każdej rzeczy pojęcia, łatwiej będziecie mogły skierować usilność naszą ku osiągnięciu tego, co jest lepsze. Jaśniejsze poznanie tych smaków duchowych wielką będzie również pociechą dla tych dusz, które Bóg już do tego stanu podniósł; dla tych zaś, które wyobrażają sobie, że niczego już im nie dostaje, będzie ono zbawiennym zawstydzeniem; zaś duszom prawdziwie pokornym będzie ono pobudką do gorętszego dziękczynienia. Dusze, którym te smaki skąpiej się udzielają, doznają może wewnętrznej przykrości, ale niesłusznie, bo doskonałość nie zasadza się na używaniu smaków, tylko na szczerej miłości Boga, nagroda zaś wyższa temu się sprawiedliwie należy, kto lepszymi, w duchu sprawiedliwości i prawdy, na nie zasłuży uczynkami.

11. Lecz jeśli tak jest, a tak jest rzeczywiście, po cóż więc pisać jeszcze o tych łaskach i szeroko je tłumaczyć? — Tego ja nie wiem; zapytajcie o to tych, którzy mi pisać kazali; moim (s.263) obowiązkiem jest nie spierać się z przełożonymi, co byłoby nieładnie, jeno słuchać. To jedno mogę wam powiedzieć z całą szczerością i prawdą, że w czasie, kiedy jeszcze nie otrzymywałam tych łask ani nawet nadziei nie miałam, bym je kiedy w życiu moim poznała (bo i jakże tego spodziewać się mogłam, kiedy znając niegodność moją, już to za wielkie szczęście byłabym sobie poczytywała, gdybym była miała jaki sposób dowiedzenia się, że niezupełnie jestem wstrętna w oczach Boga), w tym więc czasie, czytając w książkach o tych łaskach i pociechach, które Bóg daje duszom wiernie Mu służącym, wielką za każdym razem odnosiłam z tego czytania pociechę i silną pobudkę do gorących z głębi duszy dziękczynień Bogu. Jeśli na takiej duszy niecnotliwej, jaką była moja, poznanie owych łask podobny sprawowało skutek, jakżeż daleko więcej będą dziękowały dusze prawdziwie pokorne i cnotliwe! A chociażby tylko jedna taka się znalazła, która by oddała Panu takie uwielbienie, aż nadto dostatecznym byłoby to powodem, by o tym mówić i byśmy również zrozumieli, jaką niezmierną szkodę ponosi, kto z własnej winy sam siebie takich pociech i rozkoszy pozbawia. Tym większa to utrata, że pociechy one, gdy pochodzą od Boga, przynoszą z sobą miłość i męstwo, dzięki którym dusza bez utrudzenia może postępować i wzrastać w cnoty i dobre uczynki. Nie sądźcie, by to było rzeczą małej wagi, choć i za dopełnieniem tych z waszej strony warunków, być może, że łask tych nie otrzymacie; ale Pan jest sprawiedliwy, niechybnie więc, czego wam tutaj odmówi, to wam wynagrodzi gdzie indziej, a w każdym razie, cokolwiek uczyni, będzie to dla większego dobra duszy waszej.

12. Dusza, która już weszła do trzeciego mieszkania (w czym, jak mówiłam, niemałe jest nad nią miłosierdzie Pańskie, bo blisko już stąd ma do mieszkań wyższych), wielki, zdaniem moim, odniesie pożytek, gdy przyłoży się, ile zdoła, do ćwiczenia się w ochotnym i skorym posłuszeństwie. Chociażby nie była osobą zakonną, wielki zawsze będzie miała zysk z tego, jeśli — jak to czynić zwykła niejedna dusza żyjąca na świecie — upatrzy i obierze sobie przewodnika, i podda się pod kierunek (s.264) jego, aby już w niczym nie rządziła się wolą własną, która najczęściej bywa źródłem duchowych szkód naszych. Tylko niech nie wybiera sobie takiego, który by jej, jak to mówią, przypadał do gustu i takimże jak ona ostrożnym truchcikiem postępował w rzeczach duchowych, ale niech szuka takiego, który by całkiem był oderwany od wszelkich marności tego świata. Taki przewodnik niezmierną korzyść duszy przyniesie, bo sam już znając nicość wszystkiego, co ziemskie, ją też tego nauczy. Przykład takich mężów Bożych, gdy widzimy, jak rzeczy, które nam się wydawały niemożebnymi, im nie tylko są możebne, ale i z łatwością i weselem ducha je czynią, silnie nas pobudza i ducha nam dodaje. Patrząc na taki swobodny i wysoki wzlot ich, i my się jakoby ośmielamy do lotu, podobnie jak pisklęta z przykładu ojca lub matki uczą się próbować skrzydeł swoich i choć zrazu wysoko nie wzlecą, powoli jednak coraz lepiej zdążają za starymi. Niezmierny to więc, powtarzam, zysk dla duszy, gdy zostaje pod kierunkiem takiego przewodnika, wiem o tym z własnego doświadczenia mego. Niech również te dusze, jakkolwiek by mocne miały postanowienie nigdy w niczym nie obrazić Boga, nie wdają się w okazję do grzechu, gdyż będąc jeszcze zbyt blisko pierwszego mieszkania, łatwo mogłyby znowu wrócić do niego. Postanowienie i męstwo ich jeszcze nie stoi oparte na mocnym gruncie jak u tych, którzy już są wyćwiczeni w cierpieniu i już znają nawałności tego świata, i nie lękają się już ani gróźb tego świata, ani pociech jego nie pragną. Mogłoby się więc zdarzyć tej duszy, że w razie wielkiego prześladowania, jakie diabeł umie wzniecać na zgubę naszą, mogłaby się zachwiać, albo że szlachetną unosząc się gorliwością i usiłując drugich wywieść z grzechu, napotkałaby pokusę, której nie miałaby siły odeprzeć.

13. Patrzmy własnych wad i ułomności naszych, a nie troszczmy się o cudze. Dusze te zbyt rozważne mają to do siebie, że byle co w drugich je razi, a przecież nieraz właśnie od tych, z których się gorszymy, moglibyśmy się nauczyć wiele w rzeczach istotnie ważnych. Że może w zewnętrznym ułożeniu i sposobie zachowania się z ludźmi mamy niejaką wyższość (s.265) nad nimi, to rzecz mniejszej wagi, choć dobra sama z siebie; ale nie upoważnia nas to jeszcze do żądania, by wszyscy tąż samą co my drogą chodzili, ani tym bardziej do nauczania ich życia duchowego, kiedy może sami jeszcze nie wiemy, co to jest życie duchowe. Gorące pragnienia uświęcenia dusz są darem łaski Bożej, ale niebacznie idąc za nimi, łatwo możemy w wielu rzeczach zbłądzić. Lepiej nam więc, siostry, trzymać się tego, co nam zaleca Reguła nasza, byśmy starały się zawsz e żyć “w milczeniu i w nadziei” (7). O duszach bliźnich będzie pamiętał Pan i my o nich nieustannie pamiętajmy w modlitwie, a tym sposobem przyniesiemy im pożytek, za łaską. Pana, który niech będzie błogosławiony na wieki.

MIESZKANIE CZWARTE

ROZDZIAŁ l

Mówi o różnicy zachodzącej między zwykłymi pociechami na rozmyślaniu, a smakami nadprzyrodzonymi, jakich Bóg użycza na wyższych stopniach modlitwy; jak wielkiego doznała uspokojenia, gdy zrozumiała, że co innego jest myśl, a co innego rozum. — Uwagi pożyteczne dla dusz, cierpiących częste roztargnienia na modlitwie.

l. Poczynając mówić o mieszkaniu czwartym, wielką odczuwam potrzebę polecić siebie, jak to i uczyniłam. Duchowi Świętemu i błagać Go, aby odtąd już sam mówił za mnie, abym zdołała powiedzieć nieco o dalszych mieszkaniach, jakie nam jeszcze pozostają, tak iżbyście zrozumiały. Tu bowiem już się zaczynają rzeczy nadprzyrodzone (1), które niezmiernie jest trudno objaśnić w sposób zrozumiały, jeśli Pan sam tego nie sprawi — jak o tym gdzie indziej w miarę możności pisałam, lat temu mniej więcej czternaście (2). Dziś wprawdzie nieco więcej mam oświecenia co do tych wysokich łask, a których Pan niektórym duszom użycza; ale co innego jest wiedzieć, a co innego umieć to wypowiedzieć. Niechże Boski Majestat Jego sam raczy mię do tego zdolną uczynić, jeśli ma być z tego jaki pożytek; jeśli nie, to nie. (s.267)

2. Czwarte to mieszkanie, tym samym, że więcej już jest zbliżone do miejsca, gdzie przebywa Król, pięknością i ozdobnością swoją przewyższa wszelkie poprzednie. Są tam dla oka i dla umysłu rzeczy tak wytworne i tak wysokie, że rozum daremnie się sili na objaśnienie ich i cokolwiek by o nich powiedział, nigdy nie zdoła znaleźć wyrazów tak odpowiednich, by to, co mówi, nie pozostało ciemnym dla słuchającego, jeśli tenże nie ma własnego w tych rzeczach doświadczenia; bo kto ich sam na sobie doświadczył, zwłaszcza jeśli doznawał ich często, ten zrozumie od razu.

Zdawałoby się, że chcąc dojść do tego czwartego mieszkania, potrzeba pierwej dłuższego przebywania w poprzednich; i w rzeczy samej, taki jest zwykły porządek, że dusza musi tam jakiś czas pozostawać, ale nie jest to stała reguła, jak to po wiele razy słyszałyście. Pan użycza szczególnych łask swoich, kiedy chce i jak chce i komu chce, nie czyniąc nikomu krzywdy, bo są to własne Jego dobra.

3. Do tego czwartego mieszkania zwierzęta owe jadowite, o których mówiłam, rzadko już kiedy się wciskają, a choćby się i wcisnęły, nie czynią już szkody, ale raczej przynoszą pożytek. Owszem daleko lepiej, zdaniem moim, gdy się wcisną i duszy w tym stanie modlitwy wojnę wydają; inaczej bowiem mógłby ją szatan oszukać, zwyczajne pociechy podając jej za smaki nadprzyrodzone, jakich Bóg sam użycza, i mógłby jej tym sposobem o wiele większą szkodę wyrządzić, niżby jej zaszkodziły pokusy; a przynajmniej mógłby pozbawić ją zysków duchowych, oddalając od niej to, co miało jej być na zasługę i trzymając ją w stanie naturalnego uniesienia. Stan bowiem taki, jeśli trwa bez przerwy, nie zdaje mi się, by był bezpieczny, bo wydaje mi się to niemożliwe, by Duch Pański na tym wygnaniu takie w was ciągłe uniesienie sprawował.

4. Przystępuję teraz do tego, o czym zamierzałam mówić w tym rozdziale, to jest do objaśnienia różnicy, zachodzącej między zwykłymi na modlitwie pociechami, a nadprzyrodzonymi smakami Bożymi. Pociechami, zdaniem moim, mogą się zwać owe słodkie uczucia, jakich sami nabywamy rozmyślaniem (s.268) i modlitwą, zanoszoną do Pana. Powstają one naturalnie, choć ostatecznie Bóg nam do nich pomaga łaską swoją, co się w ogóle ma rozumieć o wszystkim, co będę mówiła, bo bez Niego nic uczynić nie możemy; zawsze jednak rodzą się one z samego cnotliwego uczynku, który w danej chwili spełniamy; nabywamy go zatem własną pracą naszą i słusznie się cieszymy z tego, żeśmy jej na taki dobry cel użyli.

Lecz zastanowiwszy się bliżej, przekonamy się, że takichże samych pociech doznajemy i z innych wielu rzeczy, jakie nam się przytrafić mogą tu na ziemi. Tak na przykład cieszy się ktoś, na kogo spadnie wielki majątek, którego się nie spodziewał; albo kto niespodzianie spotka się z osobą mu drogą, lub komu się powiedzie przeprowadzić szczęśliwie jaką ważną sprawę i dokonać czego wielkiego, za co wszyscy go chwalą; albo wreszcie, kto nagle ujrzy przed sobą żywego męża, syna czy brata, którego już opłakiwał jako umarłego. Widziałam też niejednego płaczącego z radości, i ja sama nieraz w takich chwilach od łez się powstrzymać nie mogłam. Otóż zdaje mi się, że jak te pociechy, które nam sprawia jakaś pomyślność ziemska, niewątpliwie są czysto naturalne, tak również naturalne są i te pociechy, których doznajemy z rzeczy Bożych, choć te ostatnie są szlachetniejsze, lecz i w tamtych nie było nic złego; poczynają się one z nas samych, a kończą się w Bogu. Smaki zaś nadprzyrodzone poczynają się z Boga, a my je odczuwamy i cieszymy się więcej jeszcze niż tamtymi. O Jezu, jakże gorąco pragnę, bym umiała to wytłumaczyć! Bo widzę, zdaje mi się, bardzo wyraźną między tym dwojgiem różnicę, a słów nie znajduję, którymi bym zdołała objaśnić ją w sposób zrozumiały. Niechże Pan sam raczy mnie wspomóc!

5. Przychodzi mi w tej chwili na myśl ostatni wiersz, który odmawiamy na Prymę, a który kończy się tymi słowy: “Cum dilatasti cor meum; Bo czynisz moje serce szerokim” (3). Każdemu doświadczonemu dość będzie powyższych słów, aby od razu zrozumiał, jaka jest między jednym a drugim różnica; (s.269) ale kto nie ma doświadczenia, temu potrzeba szerszych objaśnień. Pociechy, o których mówię, nie rozszerzają serca, raczej je zwykle poniekąd ściskają, choć dusza zawsze ma przy tym to zadowolenie wewnętrzne, że czuje, iż wszystko to czyni dla Boga. Płyną zatem obfite łzy, które zdaje się w pewnej mierze źródło swoje mają w namiętności (4). Mało się znam na tych poruszeniach duszy; gdybym się lepiej na nich znała, może by mi ta wiadomość dopomogła do jasnego wytłumaczenia, co tu pochodzi ze zmysłowości i z natury naszej; bez niej, taka jest tępość moja, że nie potrafię w sposób zrozumiały objaśnić tych rzeczy, choć sama przez nie przechodziłam (5). Tak to wielką do wszystkiego pomocą jest wiedza i nauka.

6. Tyle tu więc tylko powiem, ile sama z własnego doświadczenia wiem o tym stanie, to jest o tych słodkościach i pociechach na rozmyślaniu. Rozmyślając o Męce Pańskiej poczynałam płakać i płakałam bez końca, aż mi od ciągłego płaczu coś w głowie pękało; tak samo, ile razy przypomniałam sobie grzechy moje. Była to wielka łaska od Pana i nie chcę się nad tym zastanawiać, która z tych łask jest lepsza, lecz chciałabym tylko, o ile zdołam, wykazać, jaka jest między jednym a drugim różnica. Nieraz do tych pragnień i do tych łez przyczynia się natura i własne nasze w danej chwili usposobienie, ostatecznie jednak, choćby tak było, koniec i kres swój mają one, jak mówiłam, w Bogu. Zawsze więc wysoko je cenić powinnyśmy, pod warunkiem jednak, że będziemy miały pokorę i nie będziemy poczytywały siebie za coś lepszego od drugich; owszem, pociechy te do pokory nas skłaniać powinny, bo nigdy nie możemy wiedzieć na pewno, czy pochodzą one z czystej miłości Bożej, a jeśli rzeczywiście z tego źródła pochodzą, tedy są darem Boga. (s.270)

Pobożne te uczucia po większej części bywają udziałem dusz zostających jeszcze w poprzednich trzech mieszkaniach, ponieważ tam prawie wyłącznie i nieustannie pracują rozumem, ciągle zajęte rozmyślaniem i rozumowym rzeczy Bożych roztrząsaniem. Dobre i to, skoro nie dano im więcej; ale lepiej by było, gdyby od czasu do czasu starały się wzbudzać w sobie akty wysławiania Boga, uwielbiania dobroci Jego, radowania się Nim, iż taki jest wielki i piękny, i święty i by pragnęły czci i chwały Jego. Na to ostatnie zwłaszcza powinny się zdobywać ile zdołają, bo takie pragnienie dziwnie skutecznie wolę pobudza. A jeśliby kiedy spodobało się Panu użyczyć im tamtej wyższej łaski, niech pilnie baczą, by jej snadź nie porzuciły dla dokończenia zwykłym porządkiem medytacji swojej.

7. Szeroko już na innym miejscu mówiłam o tym przedmiocie (6), więc tutaj dłużej nad nim rozwodzić się nie będę; o tym tylko pragnę, byście wiedziały i o tym pamiętały, że jeśli chcemy znaczny uczynić postęp na tej drodze i dojść do tych mieszkań, do których tęsknimy, nie o to nam chodzić powinno, byśmy dużo rozmyślały, jeno o to, byśmy dużo miłowały, a zatem i to głównie czynić, i do tego przykładać się powinnyśmy, co skuteczniej pobudza nas do miłości. Ale może jeszcze nie wiemy, co to jest miłość, czemu zresztą nie bardzo bym się dziwiła. Otóż wiedzmy, że nie ta dusza więcej miłuje, która większych doznaje smaków i słodkości, ale ta, która mocniejsze ma postanowienie i usilniejsze pragnienie we wszystkim podobać się Bogu i pilniej się stara o to, by w niczym Go nie obrazić i goręcej Go błaga o coraz dalsze rozszerzenie czci i chwały Syna Jego, i coraz wyższy wzrost świętego Kościoła katolickiego. Te są znaki prawdziwej miłości, tylko nie sądźcie, że tu już nie możemy o niczym innym myśleć i że skoro myśl na chwilę od nich się odwróci, wszystko już jest stracone.

8. Ja przechodziłam przez to i z takiego odmętu myśli (s.271) obcych wielkie nieraz miewałam udręczenia, aż ledwo cztery lata temu, czy mało co więcej, z własnego na samej sobie doświadczenia zrozumiałam, że myślenie (albo wyobraźnia, dla jaśniejszego określenia rzeczy tego wyrazu używam), to jeszcze nie sam rozum. Zasięgnąwszy w tym względzie zdania jednego uczonego teologa, otrzymałam od niego odpowiedź, że się nie mylę, co niemałą mi radość sprawiło. Bo póki nie zrozumiałam tej różnicy, trudno mi było pojąć, jakim sposobem rozum, który przecież jest jedną z władz duszy, taki może być nieraz niedołężny do panowania nad myślami swymi, gdy przeciwnie myśl i wyobraźnia, odbiegając go, jak to zwykle bywa, w jednej chwili takim niepowstrzymanym pędem ulatują, że Bóg sam tylko może je powściągnąć, jak to czyni w chwilach, gdy cudownie wraz z nimi całą duszę tak uwięzi, iż poniekąd może się wydawać, jakby już była rozwiązana z więzów ciała. Nieraz widziałam władze duszy mojej zajęte Bogiem i spokojnie w Nim zebrane, a z drugiej strony czułam w sobie zamęt myśli na wszystkie strony rozpierzchłych: było to dla mnie zagadką, wobec której wprost, jak to mówią, głupiałam.

9. O Panie, policz nam za zasługę te wielkie strapienia, które na tej drodze duchowej znosimy przez brak nauki i nieumiejętność naszą! A najgorsza to, że mając to przekonanie, iż nie potrzeba nam żadnej innej umiejętności, prócz tej, byśmy umiały myśleć o Tobie, nie umiemy nawet pytać i prosić o radę tych, którzy mają wiedzę, ani nawet na myśl nam nie przyjdzie, by tu było o co pytać i radzić się; i tak, nie znając samych siebie, straszliwe cierpimy udręczenia i rzeczy, które nie są złe, owszem dobre, za wielką sobie winę poczytujemy. Stąd pochodzą te strapienia, których doznaje tyle dusz oddanych modlitwie, po większej części nie mających nauki, i narzekania ich na swe męki wewnętrzne i melancholie, dochodzące nieraz do utraty zdrowia i nawet porzucenia drogi modlitwy, gdyż nie zastanawiają się nad tym, że tam w duszy jest inny świat. I jak w świecie widomym nie jest w mocy naszej zatrzymać ruchu ciał niebieskich i powściągnąć zdumiewającej szybkości ich obrotów, tak również w tym świecie (s.272) wewnętrznym nie możemy zatamować wiru niepowstrzymanego myśli i wyobraźni. Na to nie pomnąc, wyobrażamy sobie, że wszystkie władze duszy, tym wirem porwane, odbiegły od Boga i trwożymy się, jak gdyby już były zgubione, i tracimy marnie drogi czas, w którym dano nam jest zostawać w obliczu Pana na modlitwie. A może właśnie w tym czasie dusza cała złączona jest z Nim w skrytości mieszkań wewnętrznych, myśl zaś i wyobraźnia w zewnętrznych zagrodach twierdzy toczy srogie z mnóstwem dzikich i jadowitych gadzin walki i ma z cierpienia tego zasługę. Nigdy więc dla tych roztargnień mimowolnych nie trwóżmy się ani tym bardziej dla nich modlitwy nie opuszczajmy, bo tego tylko pragnie diabeł. Pamiętajmy, że tak jak już mówiłam, wszystkie te niepokoje i udręczenia nasze po większej części z tego pochodzą, że same siebie nie rozumiemy.

10. W chwili gdy to piszę, jednocześnie mam zwróconą uwagę na to, co się dzieje w mojej głowie, na ten ustawiczny w niej szum i zgiełk, o którym wspomniałam na początku, a który mi prawie odejmował możność zajęcia się tym pisaniem, które mi nakazano. Czuję w głowie jakby nurt wielkich rzek z hukiem fale swoje toczących albo jakby całe stada rozmaitego ptactwa, z piskiem i świstem się trzepoczącego; wszystko to mam nie w uszach, ale w wierzchniej części głowy, gdzie jak mówią, sama wyższa część duszy ma swoje siedlisko (7). Długo się nad tym zastanawiałam; zdawało mi się, że jest to skutek wielkiego poruszenia ducha, z szybkością wzbijającego się w górę. Daj Boże, bym nie zapomniała w następnych mieszkaniach bliżej objaśnić istotne tego stanu przyczyny, bo tutaj nie miejsce po temu. Ale może się nie mylę, przypuszczając, że Pan na to umyślnie zesłał mi ten ból głowy, abym lepiej rzecz zrozumiała; bo wszystek ten zamęt nie przeszkadza mi do (s.273) modlitwy ani do uwagi w tym, co tu mówię; dusza cała pozostaje skupiona w spokoju swoim i w miłości swojej, i w pożądaniach swoich, i w jasnym poznaniu (8).

11. Ale powiecie może, że jeśli w wierzchniej części głowy wyższa część duszy ma swoje siedlisko, jakimże sposobem ten zgiełk duszy nie przeszkadza? — Tego ja nie wiem; to tylko wiem, że to, co mówię, jest prawdą. Że zgiełk ten męczy, tego nie przeczę, wyjąwszy tylko, kiedy modlitwie towarzyszy zawieszenie czyli ekstaza, bo póki ta trwa, dusza żadnej ciężkości nie czuje, ale to pewna, że wielkim byłoby złem dla tej przeszkody modlitwę porzucić. Także i wam nie byłoby pożyteczne, gdybyście się trwożyły i pokój traciły dlatego, że was nachodzą obce myśli i roztargnienia. Nie zważajmy na nie; jeśli to diabeł je nam podsuwa, rychło on da nam pokój, gdy się przekona, że trudzi się daremnie; jeśli zaś te roztargnienia są, jak to najczęściej bywa, skutkiem nędzy, którą nam wraz z tylu innymi grzech Adama w spuściźnie zostawił, miejmy cierpliwość i znośmy je dla miłości Bożej. Wszak również podlegamy potrzebie jedzenia i snu i żadną miarą nie zdołamy się wyłamać ód tej konieczności, choć to niemałe dla nas utrapienie.

12. Poznajmy nędzę naszą i tym goręcej pragnijmy dojść tam, gdzie już “nami nikt nie wzgardzi” (9). Nieraz wspominam sobie na te słowa oblubienicy w Pieśni nad pieśniami i rzeczywiście, w całym życiu naszym nie widzę nic, do czego by te słowa tak słusznie się stosowały, jak do tej samotnej nędzy, o której tutaj mówię; bo wszelkie wzgardy i utrapienia, jakie nas spotkać mogą w tym życiu, nie dorównają, zdaniem moim, temu utrapieniu i zawstydzeniu, na jakie nas skazuje ta wewnętrzna w duszy naszej rozterka. Nie ma udręczenia ani wojny, których byśmy znieść nie mogli, jeśli jeno pokój mamy (s.274) w głębi duszy, gdzie jest prawdziwe życie nasze. Ale gdy po tych niezliczonych, jakie są na świecie, uciskach chcemy dojść do odpocznienia, gdy Pan sam pragnie zgotować nam to odpocznienie, a my w nas samych znajdujemy przeszkodę, która nas do tego nie dopuszcza, to już doprawdy bardzo bolesne dla nas i prawie nieznośne. A więc zabierz nas, Panie, stąd i zawiedź nas tam, gdzie już nie wzgardzą nami te nędze, szyderczą sobie z duszy igraszkę czyniące!

Ale już i w tym życiu wyzwala Pan duszę spod tego jarzma, gdy z laski Jego dojdzie do ostatniego mieszkania, jak to w swoim miejscu, jeśli Bóg pozwoli, objaśnię.

13. Nie wszystkim też te nędze, jak sądzę, jednakowo są ciężkie i nie wszystkich z taką gwałtownością napastują, z jaką przez wiele lat mnie grzeszną napastowały, tak że sama chciałam się niemal pastwić nad sobą. Ale ponieważ to, co taką mi mękę sprawiało, snadź i was w danym razie równie boleśnie dotknąć może, dlatego wam przy każdej sposobności to samo powtarzam, pragnąc, byście dobrze zrozumiały, że jest to rzecz nieunikniona, że zatem ani niepokoić się o to, ani trapić nie powinnyśmy; nie zważajmy na wyobraźnię i wybryki jej; niech sobie lata i kręci się ta żegotka młyńska jak jej się podoba, a my tymczasem mielmy mąkę naszą, spokojnie pracując dalej wolą i rozumem.

14. Różne bywają stopnie i różna siła tych naprzykrzonych roztargnień, według różnego stanu zdrowia i różnych okresów czasu. Niech cierpi biedna dusza, bo choć tu nie jest winna, inne przecie mamy winy, za które słuszna, byśmy cierpieli i na cierpliwość się zdobywali. A ponieważ z powodu małej umiejętności naszej nie dość tego, co w książkach czytacie i tego, co ustnie wam radzą, byście o te mimowolne roztargnienia się nie troszczyły, przeto nie uważam za stracone te chwile, które poświęcam na coraz dokładniejsze wytłumaczenie wam tej zasady i pocieszenie was w tym strapieniu; chociaż nie na wiele przydadzą się wszelkie objaśnienia moje, póki Pan sam nie raczy was oświecić. Ale potrzeba także i Bóg sam tego żąda, byśmy używały odpowiednich środków do (s.275) oświecenia się i zrozumienia, co wyprawia w nas niespokojna wyobraźnia i przyrodzona ułomność, i byśmy tego, co nam diabeł podsuwa nie kładły na karb duszy, jakoby to było z jej winy.

ROZDZIAŁ 2

Mówi o tym samym w dalszym ciągu i objaśnia za pomocą porównania, co to są smaki nadprzyrodzone i jak mamy się sposobić do ich otrzymania, o nie się nie ubiegając.

1. O Boże wielki, gdzież to ja się zapędziłam! Zapomniałam już, o czym zaczęłam była mówić, a to z powodu interesów i słabego zdrowia mojego, które mię odrywają od pisania właśnie w czasie do tego najsposobniejszym. Z taką złą, jak moja, pamięcią i w niemożności odczytania tego, co napisałam, pewno całe to pisanie moje będzie bez związku ni ładu. Ale choć w tym, co mówię, żadnego może nie będzie porządku, zawsze słowa moje będą wyrazem tego, co rozumiem i czuję. Mówiłam, zdaje mi się, o pociechach duchowych, jak nieraz wikłają się z zapędem namiętności, skutkiem czego sprawują niejakie wzburzenie wewnętrzne, wywołują jęki i łkania, i szlochania, a nawet, jak mnie o tym upewniali doświadczeni, doznaje się w tym stanie ucisku w piersiach lub podlega się mimowolnym podrzucaniem i targaniem, których powstrzymać nie można i taka jest siła wewnętrznego nacisku, że nieraz krew się rzuca nosem i inne tym podobne objawiają się dotkliwe przypadłości. Ja o tym nic powiedzieć nie mogę, bo sama przez to nie przechodziłam; sądzę jednak, że i w takich rzeczach musi być jakaś pociecha, skoro wszystko tu — jak mówiłam — dąży do pragnienia spodobania się Bogu i cieszenia się boską obecnością Jego.

2. Ale te “smaki Boże”, o których mówię obecnie, albo jak je na innym miejscu nazwałam “modlitwa odpocznienia” — jest to zupełnie co innego, jak o tym wiedzą te spomiędzy was, które z miłosierdzia Boga tych smaków zakosztowały. Postarajmy (s.276) się zrozumieć to lepiej za pomocą porównania: weźmy na przykład dwa zdroje z dwoma zbiornikami, do których spływa woda. Na objaśnienie niektórych rzeczy duchowych zapewne dlatego, że mało mam nauki i małe zdolności, nie znam drugiego tak odpowiedniego porównania, jak podobieństwo wody. Szczególnie też mam do tego żywiołu upodobanie i pilniej niż nad innymi rzeczami nad nim się zastanawiałam. Choć i w każdej innej rzeczy, tym samym, że ją stworzył Bóg tak wielki i tak nieskończenie mądry, muszą się zawierać niezliczone tajemnice, z których rozważania możemy odnieść dla siebie pożytek, jak to i czynią ci, którzy mają zrozumienie tych rzeczy, to z drugiej strony mam to przekonanie, że w każdym najmniejszym stworzeniu Bożym, choćby to była tylko drobna mrówka, więcej ukrywa się dziwów, niż rozum pojąć zdoła.

3. Wracając tedy do naszego porównania, dwa one zbiorniki oba się napełniają wodą, ale każdy w sposób odmienny: do jednego spływa woda więcej z daleka, za pomocą różnych sztucznych wodociągów, drugi umieszczony w samymże miejscu, skąd wytryska woda, napełnia się od razu, bez żadnego szumu. A jeśli zdrój jest obfity, jaki jest ten, który mam na myśli, tedy napełniwszy zbiornik, spływa z niego wielkim strumieniem, który, nie potrzebując żadnych wodociągów ani pomocy ręki ludzkiej, sam z siebie nieustannie i coraz dalej wody nim płynące roznosi. W tym więc cała różnica.

Woda płynąca za pomocą wodociągów są to, wedle rozumienia mego, te “pociechy” na rozmyślaniu powstające, których nabywamy przez rozważanie rzeczy stworzonych i przez pracę umysłu naszego, za czym woda ona, jeśli wreszcie, jak mówiłam, spłynie na duszę i sprawi w niej jaki pożytek, spływa z szumem, bo ostatecznie my sami własnym staraniem naszym ją sprowadzamy.

4. Tamta druga woda przeciwnie, tryska do duszy z samegoż zdroju, którym jest Bóg. Stąd to, gdy spodoba się boskiej dobroci Jego użyczyć nam tej łaski nadprzyrodzonej, działanie Jego sprawuje w nas te smaki z niewypowiedzianym (s.277) pokojem, cichością i słodkością, które przenikają aż do dna istności naszej. Jak i czym się to dzieje, tego nie wiem; ale ta pociecha i słodkość nie daje się uczuć — jak to bywa z pociechami tej ziemi — w sercu, przynajmniej z początku; potem dopiero całe je napełnia, za czym ta woda rozlewa się i nurtuje po wszystkich mieszkaniach, po wszystkich władzach duszy, aż w końcu dochodzi i do ciała. Dlatego mówiłam, że te smaki poczynają się w Bogu, a kończą się w nas; i rzecz pewna, jak się o tym przekona każdy, kto doświadczy, że i zewnętrzny człowiek cały cieszy się tym smakiem i tą słodkością.

5. Pisząc te słowa, zastanawiałam się nad tym, co w onym wierszu: Dilatasti cor meum, Prorok mówi, że Bóg rozszerzył serce jego. Jakoż nie sądzę — jak już mówiłam — by to ,,rozszerzenie”, ten smak duchowy brał początek swój z serca; poczyna się on z czegoś bardziej wewnętrznego, z jakiejś ukrytej głębi; musi to chyba być sam środek i rdzeń duszy, jak to później zrozumiałam i jak o tym w dalszym ciągu mówić będę. Zaprawdę, takie się w nas ukrywają tajemnice, że częstokroć, gdy którą z nich ujrzę, zdumienie mię ogarnia, a ileż ich więcej musi być, których nie dojrzę!

O, Panie mój i Boże mój, jakże nieogarnione są wielmożności Twoje! A my na tej ziemi, ciemni i nieświadomi jak prostacze pastuszki wyobrażamy sobie, że zdołamy choćby w cząstce jakiej je zgłębić. Wszystka o Tobie wiedza i poznanie nasze tyle znaczy, co nic, kiedy w nas samych takie są głębokie tajemnice, których dociec nie potrafimy. Tyle co nic, mówię, w porównaniu z tym mnóstwem tajemnic i doskonałości, które są w Tobie; bo niemniej przeto wielkie są i niezmierzone już i te wielmożności Twoje, które umysł nasz, przez rozważanie dzieł Twoich, dojrzeć i poznać zdoła.

6. Wracam do przytoczonego wyżej wiersza: dobrze on sam, zdaniem moim, może posłużyć do objaśnienia tego nadprzyrodzonego napełnienia się zbiornika duszy. Woda ta niebieska, gdy zacznie płynąć z tego źródła, o którym mówiłam, to jest z głębi jestestwa naszego, rozszerza się coraz dalej rozprzestrzeniając całe wnętrze nasze, i sprowadza za sobą (s.278) pewne dobra, na określenie których nie ma wyrazu, ani też dusza sama nie zdoła pojąć tego, co jej się udziela w onej chwili błogosławionej. Czuje w sobie nieopisaną jakąś słodką wonność, jak gdyby tam w głębi jej tliło się ognisko, z którego się wznosi wonny dym położonego na nim kadzidła; nie widzi ani ognia, ani światła, ani gdzie ono jest; ale ciepło i wonność dymu z ogniska wychodzącego przenika ją całą, a częstokroć — jak mówiłam — i samoż ciało uczestniczy w tej rozkoszy. Zważcie jednak i zrozumiejcie dobrze myśl moją: nie czuje się tu rzeczywistego dotykalnego ciepła ani rzeczywistego zmysłom przystępnego zapachu; to, o czym tu mówię, jest to rzecz nierównie wyższej i subtelniejszej natury i dlatego tylko użyłam tych porównań, abyście za pomocą ich mogły sobie utworzyć jakiekolwiek o tej tajemnicy pojęcie. Które z was same przez to nie przechodziły, niechaj mi wierzą, że prawdziwie w taki sposób odbywa się to napełnienie i rozszerzenie serca i że dusza jaśniej to wszystko widzi i poznaje, niż ja objaśnić zdołam. Ale nie jest to rzecz, której dość byłoby pragnąć, aby ją uzyskać; sami z siebie, jakkolwiek byśmy się starali i usiłowali, nigdy jej nie zdołamy osiągnąć, i to jedno już dowodzi, że nie jest to dzieło z marnego kruszcu natury naszej uczynione, ale dzieło utworzone z przeczystego złota mądrości Bożej.

Co do władz duszy, nie zdaje mi się, by w tym stanie były zjednoczone z Bogiem; są tylko jakby upojone i zdumione pytają siebie, co to jest takiego.

7. Być może, że mówiąc tu o tych łaskach tak głęboko wewnętrznych, niezupełnie się zgadzam w tym lub owym punkcie z tym, co na innych miejscach w tymże przedmiocie powiedziałam. Nic by w tym nie było dziwnego: w ciągu tych blisko piętnastu lat, które upłynęły od napisania tamtej księgi, mógł mi Pan dać jaśniejsze tych rzeczy zrozumienie, niż je wówczas posiadałam, a nadto i dzisiaj tak samo jak wówczas mogę się mylić we wszystkim, co mówię; to tylko rzecz pewna, że ani wówczas nie mogłam, ani dziś nie mogę powiedzieć (s. 279) kłamstwa; tysiąc razy, z łaski i miłosierdzia Boga, wolę umrzeć, niż raz skłamać; piszę albo mówię, jak rozumiem i czuję.

8. Wola, jak sądzę, musi być w tym stanie poniekąd zjednoczona z wolą Boga. Ale dopiero po skutkach i uczynkach poznaje się prawdę i rzetelność tego rodzaju modlitwy; nie ma pewniejszego probierza nad jej doświadczenie. Wielką łaskę czyni Pan tej duszy, która, dostąpiwszy tego daru, umie się poznać na nim, ale jeszcze większą, jeśli, otrzymawszy go, nie cofa się wstecz.

Nie wątpię o tym, córki, że pragnęłybyście dołożyć wszelkich starań, aby zaraz dojść do tego stanu modlitwy. I słuszne to pragnienie wasze, bo nigdy — powtarzam — nie zdoła dusza pojąć ani tych łask, jakich Pan jej w tym stanie użycza, ani tej miłości, z jaką tam coraz bliżej pociąga ją do siebie. Warto więc bez wątpienia pragnąć i pilnie dowiadywać się, jakim sposobem można dosięgnąć tak wysokiej łaski. Wskażę wam ten sposób, jak ja go rozumiem.

9. Nie mówię, tu o wypadkach nadzwyczajnych, kiedy spodoba się Panu użyczyć komu tej łaski bez żadnej innej przyczyny, jedynie tylko dlatego, że tak Mu się podoba. Pan wie, co czyni, nie nasza rzecz wglądać w zamiary i prawdy Jego.

Co do nas, córki, przestrzegając nasamprzód tego, co należy do mieszkań poprzednich, miejmy pokorę i jeszcze raz pokorę! Pokorą Pan daje się zwyciężyć i spełnia wszystko, czego pragniemy. Pierwszym zaś znakiem, po którym możecie poznać czy posiadacie tę cnotę, będzie szczere i mocne o sobie przekonanie, że nie jesteście godne takich łask i smaków Bożych i że nigdy ich w życiu waszym nie dostąpicie.

Jakimże więc sposobem, zapytacie, osiągniemy te łaski, nie śmiejąc nawet o nie się starać? — Na to odpowiadam: najlepszy sposób otrzymania tych łask jest ten, który wam wskazałam; najpewniej ich dostąpi ten, kto się o nic nie stara, a to z następujących pięciu powodów. Naprzód dlatego, że pierwszym warunkiem do osiągnięcia ich jest czysta i (s.280) bezinteresowna miłość Boga. Po wtóre dlatego, że zawsze to będzie trochę za mało pokory, jeśli kto sobie wyobraża, że za takie małe i nędzne posługi, jakie my możemy oddać Bogu, zdoła osiągnąć rzecz tak wielką. Po trzecie, że prawdziwe do otrzymania podobnej łaski przysposobienie zasadza się na tym, byśmy pomnąc na to, że bądź co bądź jesteśmy grzesznikami i po wiele razy obraziliśmy Boga, pragnęli nie używać smaków i rozkoszy, ale cierpieć dla miłości Pana i naśladować Go. Po czwarte, że Bóg nie zobowiązał się udzielać nam tych łask nadzwyczajnych, tak jak w nieskończonej dobroci swojej zobowiązał się dać nam chwałę wieczną, jeśli zachowamy przykazania Jego; łaski te nie są konieczne do zbawienia, a On najlepiej wie, czego nam potrzeba i co nam pożyteczne i zna, kto Go prawdziwie miłuje. Jakoż wiem o tym i znam dusze takie, które idą tą drogą miłości, a każdy nią iść musi, kto pragnie służyć jedynie Chrystusowi ukrzyżowanemu, że nie tylko nie pragną smaków i rozkoszy ani o nie Pana nie proszą, ale przeciwnie, błagają Go, by im, póki żyją, łask takich nie dawał; prawdziwie tak jest, jak mówię. Po piąte na koniec, że starania nasze byłyby daremne dlatego, że ta woda smaków niebieskich nie daje się, tak jak tamta woda pociech duchowych, sprowadzić za pomocą wodociągu, więc póki źródło, którym jest Bóg, wydać jej nie chce, na próżno tylko trudziłybyśmy się nad jej dobywaniem. To znaczy innymi słowy, że jakkolwiek byśmy przedłużały rozmyślania nasze i wysilały się, i łzami zalewały, nigdy z tych usiłowań naszych woda ona nie wypłynie; Bóg sam tylko ją daje, komu chce, i daje ją częstokroć w chwili, kiedy dusza najmniej się tego spodziewa.

10. Jego jesteśmy własnością, siostry, niech robi z nami, co się Jemu spodoba, niech nas prowadzi, kędy chce. Ale tego pewna jestem, że kto naprawdę upokorzy się i zaprze się siebie (naprawdę, mówię, nie w imaginacji, która nas często zwodzi, ale byśmy rzeczywiście byli pełni zaparcia siebie), temu Pan nie omieszka użyczyć tej łaski i wielu innych jeszcze tak wielkich, że ich człowiek nie mógłby i zapragnąć. Niechaj będzie pochwalony i błogosławiony na wieki, amen. (s.281)

ROZDZIAŁ 3

Mówi, co to jest modlitwa skupienia, której Pan użycza pierwej niż tej, o której była mowa w poprzedzającym rozdziale. — Jakie są jej skutki i czym te skutki się różnią od skutków, jakie sprawują owe smaki nadprzyrodzone, których Pan udziela.

1. Skutki tych smaków Bożych są wielorakie; wymienię z nich niektóre, ale pierwej jeszcze powiem o innym rodzaju modlitwy, który prawie zawsze poprzedza ten drugi. Mówiłam już o tym na innym miejscu (10), więc tu poprzestanę na krótkiej wzmiance. Jest to pewne skupienie wewnętrzne, zdaniem moim, również nadprzyrodzone. Nie nabywa się tego skupienia, chroniąc się w miejsce ciemne albo zamykając oczy, albo używając jakich bądź środków zewnętrznych; ale gdy przyjdzie, oczy się same zamykają i dusza pragnie samotności i tak bez żadnych sztucznych sposobów buduje się niejako przedsionek do tej modlitwy smaków nadprzyrodzonych, bo zmysły i rzeczy zewnętrzne tracą wówczas, że tak powiem, prawa swoje, aby dusza za to odzyskała całą, uwięzioną przez nie, wolność swoją.

2. Uczeni tłumaczą to tak, że “dusza w tym skupieniu wchodzi w siebie” albo, jak mówią inni, “wznosi się nad samą siebie” (11). Przyznaję, że zbyt jestem niepojętna, abym takim powiedzeniem zdołała co objaśnić; wytłumaczę to na swój sposób, o ile umiem i sądzę, że mię zrozumiecie, choć może tłumaczenie moje będzie mylne i tylko dla mnie. Wróćmyż myślą do naszej twierdzy wewnętrznej, bo właśnie to podobieństwo sobie obrałam dla jakiegokolwiek, według możności mojej, objaśnienia tego, co chcę powiedzieć. Przedstawmy sobie zmysły i władze duszy (które są, jak mówiłam, strażnikami tej twierdzy), jako rozpierzchły się w różne strony, dniami i latami całymi zadając się z pospólstwem obcym i (s.282) nieprzyjazne dla twierdzy zamiary żywiącym. Spostrzegłszy się wreszcie, że taką niewiernością swoją same sobie zgubę gotują, chciałyby już wrócić do twierdzy i krążą koło niej, ale wnijść same nie zdołają, bo zły nałóg niełatwo da się zwyciężyć; bądź co bądź jednak nie są już zdrajcami i trzymają się w pobliżu. Za czym król wielki, zasiadający w wewnętrznym mieszkaniu twierdzy, widząc ich dobrą wolę, chce je w wielkim miłosierdziu swoim na powrót do siebie przywołać i, jako pasterz dobry, cichym, ledwie dosłyszalnym głosem daje im skutecznie poznać swe wezwanie, aby porzuciły drogę zatracenia i do mieszkania Jego wróciły. I taka jest siła tego pasterskiego głosu, że pod wpływem jego od razu opuszczają owe rzeczy zewnętrzne, w których leżały uwikłane, i do wnętrza twierdzy się chronią.

3. Zdaje mi się, że nigdy jeszcze tak jasno rzeczy nie wytłumaczyłam, jak teraz. Gdy bowiem w tym wewnętrznym skupieniu dusza szuka Boga, jest to wielką pomocą dla niej, gdy Bóg zechce użyczyć jej tej laski. (Lepiej zaś i z większym pożytkiem tu Go szukać niż w stworzeniach, bo św. Augustyn o sobie powiada, iż po daremnym w rzeczach zewnętrznych szukaniu, znalazł Go w sobie) (12). Bo nie sądźcie, by tego skupienia nabywało się rozumem, gdy staramy się myśleć o Bogu w samych sobie, albo przez wyobraźnię, gdy Go sobie przedstawiamy w nas obecnego. Dobry to i doskonały sposób rozmyślania, bo opiera się na tej prawdzie niezawodnej, że Bóg mieszka we wnętrzu naszym, ale jest to co innego. W taki sposób każdy może uprzytomnić sobie Boga (rozumie się, jak zawsze i we wszystkim przy pomocy łaski Jego). W tym skupieniu, o którym tu mówię, rzecz dzieje się w inny sposób. Tu zdarza się nieraz, że nim jeszcze dusza zacznie myśleć o Bogu, czeladź owa, tj. zmysły już się stawiły w twierdzy, choć nie wiedzieć którędy weszły i jak usłyszały wezwanie Pasterza, bo żaden tu głos nie doszedł do uszu i niczego tu nie ma, co by się dało uszami dosłyszeć; dość, że stawiły się i miejsca swego (s.283) pilnują, nie przeszkadzając już duszy, która wtedy dotykalnie czuje w swym wnętrzu dziwnie słodkie skupienie, jak się o tym przekona, kto tego doświadczy, bo objaśnić tego ja już lepiej nie potrafię. Czytałam gdzieś takie porównanie, że jest to tak, jak kiedy jeż albo żółw zamykają się w sobie i ten, kto użył tego podobieństwa, musiał chyba dobrze rozumieć, co pisał. Zachodzi tu jednak ta wielka różnica, że jeż albo żółw zamykają się w sobie, kiedy chcą, tu zaś skupienie wewnętrzne nie zależy od woli naszej, jeno od woli Bożej, i osiągnąć je może ten tylko, komu Bóg zechce tej łaski użyczyć. A nie każdemu jej użycza, tylko takim, jak sądzę, którzy już idą drogą wyrzeczenia się rzeczy tego świata, niekoniecznie zewnętrznie, na co niejednemu mogą nie pozwalać obowiązki stanu, ale przynajmniej sercem i wolą. Takich Pan wzywa szczególnym natchnieniem łaski swojej, aby myślą i pożądaniem zwrócili się do rzeczy wewnętrznych; a kto się okaże powolny wezwaniu Boskiego Majestatu Jego, temu Pan, pewna tego jestem, nie tylko tej łaski, ale i wielu innych jeszcze użyczy, bo jest to początek wezwania do rzeczy wyższych.

4. Ktokolwiek więc usłyszy w sobie głos tego wezwania, niech uzna, że bardzo wielką łaskę otrzymał, niech za nią dzięki czyni Panu, a sama wdzięczność za użyczoną mu łaskę uczyni go sposobnym do otrzymania jeszcze większych. Stan ten wewnętrznego skupienia usposabia duszę do słuchania, bo jak to wskazują w książkach swoich niektórzy pisarze duchowni, dusza nie powinna w tym stanie pracować myślą, ale trzymać się w milczeniu przed Panem, uważnie patrząc, co On w niej działa. Dobre to na tym wyższym stopniu smaków nadprzyrodzonych, ale dopóki Pan nie raczy podnieść duszy do tego stopnia i nie pocznie jej przenikać uczuciem i smakiem obecności swojej, nie pojmuję, jakim sposobem można by myśl powstrzymać od myślenia, tak iżby z takiego przymuszania jej, zamiast pożytku nie wynikła raczej szkoda. Była ta kwestia szeroko omawiana między niektórymi osobami duchownymi; ale tak mało, muszę to przyznać, mam pokory, że żadna z racji, jakie one przywodziły, nie zdołała mię przekonać i skłonić do (s.284) zgodzenia się na ich zdanie. Jeden z nich przytaczał mi na dowód książkę świętego Piotra z Alkantary — świętym go nazywam, bo jest taki. — Jego powadze bez wahania byłabym się poddała, wiedząc dobrze, że znał się na tych rzeczach; ale gdyśmy książkę otworzyli i poczęli ją czytać, okazało się, że ten mąż Boży zupełnie to samo mówi, co i ja, choć nie tymi samymi słowy, ale w tym, co mówi, jasno wyrażona jest myśl, że aby mogło nastąpić ono zawieszenie myśli, potrzeba na to, aby pierwej miłość była rozbudzona (13). Może być, że się mylę, mam jednak na poparcie zdania mego następujące powody.

5. Pierwszy powód ten, że w takiej sprawie czysto duchowej, im mniej kto myśli i chce działać z siebie, tym więcej działa. Nasze tu działanie całe zasadza się na tym, byśmy stawali przed Bogiem jak ubodzy i żebracy przed wielkim, bogatym monarchą, a zaniósłszy prośbę naszą, z oczyma spuszczonymi pokornie wyglądali zmiłowania Jego. Jeśli Pan ukrytymi drogami swymi i jakim znakiem wewnętrznym da nam uczuć, że nas słucha i że raczył nas dopuścić do siebie, wówczas dobra rzecz milczeć, a nieźle będzie starać się i o zawieszenie działania rozumu — jeśli zdołamy. — Lecz gdybyśmy takiego znaku, dającego nam uczuć, że on Król niebieski nas słucha i na nas patrzy, nie otrzymali, zgubnym byłoby umyślne trzymanie się w bezmyślności. Od takiego bowiem silenia się na zawieszenie pracy rozumu dusza cała głupieje i w większą nierównie oschłość wpada, a sama wyobraźnia, skutkiem takiego przymuszania jej, by nie myślała o niczym, tym bardziej jeszcze staje się niespokojna. Pan tego tylko żąda od nas, byśmy Go prosili i pamiętali na to, że stoimy w obecności Jego, a czego nam potrzeba, to On wie. Co do mnie, nie mieści mi się to w głowie, by ludzkie starania i sposoby mogły się przydać na co w takich rzeczach, w (s.285) których snadź Boski Majestat Pana zakreślił granicę nieudolności naszej, i które spodobało Mu się zastrzec sobie samemu, gdy przeciwnie wiele innych rzeczy pozostawił do woli naszej, iż możemy je pełnić przy pomocy Jego, jak umartwienia, dobre uczynki, modlitwę i inne dostępne naszej nędzy.

6. Drugi powód jest ten, że te sprawy wewnętrzne z natury swojej są całkiem spokojne i słodkie, za czym mieszanie do nich rzeczy uciążliwych i przykrych szkodę raczej im przynosi niż pożytek. Uciążliwą zaś i przykrą rzeczą zowie wszelki przymus i gwałt w takiej chwili sobie samemu zadawany, tak jak uciążliwym byłoby przymusem chcieć oddech w sobie zatrzymać. Dusza w tym stanie powinna oddać się całkowicie w ręce Boga; niech czyni z nią, co zechce, z zupełnym przy tym, o ile zdoła, zapomnieniem o własnej korzyści swojej i bezwarunkowym zdaniem się na wolę Bożą.

Trzeci powód: że samoż to usilne przymuszanie siebie, aby nie myśleć o niczym, tym bardziej może podrażnić umysł i wyobraźnię, i natłok myśli spotęgować.

Czwarty na koniec powód przytaczam taki, że nad wszelkie sposoby uczczenia Boga najprzedniejszym i najprzyjemniejszym w oczach Jego jest ten, gdy jedynie mamy na myśli cześć i chwałę Jego, z zapomnieniem o samych sobie, własnych korzyściach, pociechach i przyjemnościach. Lecz czyż zapomniał o samym sobie, kto z taką drobnostkową pilnością uważa na siebie, że nie śmie i odetchnąć swobodnie, a umysł swój i wolę sznuruje, aby nie folgowały wzbierającym w nich pragnieniom chwały Bożej i radosnego uznania nieogarnionej wielmożności Jego? Pan, gdy chce, aby rozum działanie swoje zawiesił, inne mu daje zajęcie: oświeca umysł światłością tak przewyższającą wszelkie poznanie, jakie sam z siebie osiągnąć zdoła, iż rozum jakoby tonie w niej pochłonięty, po czym wychodzi z niej, sam nie wie jak, większą rozjaśniony umiejętnością, niżby mu dały wszelkie na powstrzymanie czynności jego marne nasze sposoby i usiłowania. Słowem, skoro Bóg na to nam dał władze duszy, abyśmy nimi działali, i każda ma zapewnioną za działanie swoją nagrodę, więc niepożyteczna to (s.286) robota chcieć je usypiać; dajmy im pracować, aż Bóg, gdy zechce, powoła je wyżej.

7. Najlepsza więc, zdaniem moim, rada dla duszy, którą spodoba się Panu podnieść do tego mieszkania jest ta, ażeby bez gwałtu i zgiełku wewnętrznego starała się powściągać działanie rozumu, ale niech się nie kusi wstrzymać je zupełnie, bo owszem dobrze jest, by i on działał tu w mierze właściwej, by pomniał, że jest w obecności Boga i zważał, kto jest Ten, przed którym dano mu stawać. Jeśli uczucie, jakie w nim wzbudzi to rozważanie wielmożności Bożych porwie go i zachęci, bardzo dobrze; ale niechaj wówczas nie sadzi się na zrozumienie, co to jest takiego, bo jest to dar użyczony nie jemu, jeno woli; niechże zatem daje jej spokojnie cieszyć się szczęściem swoim, nie siląc się na żadne sposoby ludzkie, chyba tylko poddając jej od czasu do czasu jakie słowo miłości. Bo zawieszenie myśli, bez żadnego starania naszego, bardzo często tu następuje samo z siebie, choć tylko na czas krótki.

8. Rozum przestaje działać w tym rodzaju modlitwy (to jest w modlitwie, o której zaczęłam mówić na początku tego mieszkania, a potem połączyłam z nią modlitwę skupienia, choć o tej ostatniej powinna bym była mówić naprzód, bo choć jest o wiele niższa od owej modlitwy smaków Bożych, jest przecie wstępem i jakoby przedsionkiem, przez który do niej się wchodzi. Rozum w niej zachowuje całą swobodę swoją, bo rozmyślanie tu nie tylko jest możliwe, ale i źle byłoby go zaniechać, dopóki nie spłyną na duszę one smaki Boże). Jak już mówiłam gdzie indziej (14) — przyczyną tego jest to, że te smaki nie są dziełem jego; udzielają się one woli, a rozum, patrząc na to, a nie pojmując, skąd i jak to przyszło, nie wie, czego się chwycić i jak nieprzytomny rzuca się to w jedną to w drugą stronę i nigdzie sobie spokoju znaleźć nie może. A wola tymczasem wielkie ma odpocznienie w Bogu swoim i choć nie może patrzeć bez przykrości na niespokojne miotanie się towarzysza swego, nie ma przecie potrzeby zajmować się nim, (s.287) przez co straciłaby dużo z tego, czym się cieszy, nie zważając zatem na niego, sama się rzuca w objęcia tej miłości, która jądo siebie przygarnia. Tu już Boski Miłośnik sam ją nauczy, co ma czynić w tej szczęsnej chwili; a wszystko prawie, co uczynić ma, na tym jednym się zasadza, by znała siebie niegodną tak wysokiej łaski i cała się wylała przed Panem w radosnym dziękczynieniu.

9. Przerwawszy myśl moją dla objaśnienia modlitwy skupienia, nie mówiłam jeszcze o skutkach i znakach, jakie się okazują w duszy, gdy Boski Pan nasz użyczy jej modlitwy smaków nadprzyrodzonych; teraz więc dopełniam, co tam opuściłam. Jasno daje się uczuć w duszy do tego stopnia podniesionej dziwne rozszerzenie i napełnienie, na podobieństwo wody spływającej do zbiornika bez ujścia, ale zbudowanego z takiego jakiegoś rozciągliwego materiału, iż w miarę, jak do niego wody przybywa, brzegi jego też się rozszerzają. Takie rozszerzenie sprawuje Bóg w duszy na tym stopniu modlitwy i wiele innych cudownych rzeczy w niej działa, czyniąc ją sposobną i przestronną na objęcie wszystkiej hojności łask na nią spływających. A słodkość ta i to napełnienie, choć samo przeminie, trwa przecież i objawia się w skutkach, jakie po sobie pozostawia. Dusza już nie jest tak skrępowana jak przedtem w rzeczach służby Bożej, ale z nierównie większą postępuje swobodą i szczerością serca. Strachem piekła już się nie dręczy, bo choć teraz więcej niż przedtem lęka się najmniejszej obrazy Bożej, bojaźń niewolnicza już do niej nie ma przystępu, a z wielką za to otuchą spodziewa się i ufa, że dostąpi szczęścia posiadania Boga na wieki. Obawa o zdrowie, której dawniej podlegała, już jej teraz nie powstrzymuje od czynienia pokuty; wszelkie umartwienia wydają się jej możliwe przy pomocy Bożej i goręcej niż dotąd ich pragnie. Cierpienia i krzyże, których się przedtem lękała, już jej tak bardzo nie straszą, bo żywszą ma wiarę i pewna jest tego, że kto jest gotów znosić je dla miłości Boga, temu Pan w boskiej dobroci swojej doda cierpliwości. Stąd i nieraz wprost pragnie cierpienia i zaspokojenia tym sposobem wielkiej, jaką teraz czuje w sobie, (s.288) chęci uczynienia czego dla Boga. W miarę jaśniejszego, jakiego tu dostępuje, poznania nieskończonej wielkości Jego, jaśniej też widzi własną nędzę i niskość swoją, a wobec smaków Bożych, których dano jej zakosztować, czuje to i widzi, że wszelkie rozkosze tego świata, to tylko plugastwo i śmieci; powoli też coraz więcej się od nich oddala i coraz większego w tym panowania nad sobą nabywa. Słowem, we wszystkich cnotach wyraźny w niej objawia się postęp, który będzie coraz większy, jeśli jeno z tej dobrej drogi nie zawróci wstecz i nowej się obrazy Bożej nie dopuści, bo wtedy, chociażby dusza była już podniesiona do szczytu doskonałości, wszystko to wniwecz obraca. I to także trzeba wiedzieć, że wszystkie te cudowne skutki nie od razu w duszy powstają, za pierwszym lub drugim łask onych otrzymaniem, ale potrzeba, aby dusza była w gotowości na ich przyjmowanie, bo na wytrwaniu polega wszystko dobro nasze.

10. Jedną tu dodam usilną przestrogę dla każdej duszy, która by się w tym stanie znalazła: niechaj się strzeże jak najpilniej wystawiania się na okazję obrazy Bożej. Dusza w tym stanie nie stoi jeszcze na własnych nogach, podobna jest raczej do niemowlęcia, które dopiero zaczyna ssać; jeśli się odłączy od piersi matki, cóż innego może je czekać nad śmierć? Bardzo się boję, by coś podobnego nie spotkało duszy, która otrzymawszy tę łaskę od Boga, opuszczałaby modlitwę kiedykolwiek, oczywiście bez bardzo naglącej potrzeby, albo opuściwszy ją kiedy z takiego powodu, jak najprędzej do niej nie wróciła; z takiego złego początku wynikłyby nieodzownie jeszcze gorsze następstwa. Wiem, jakie to groźne niebezpieczeństwo; znam takie dusze i litość mię bierze, gdy wspomnę na nie, gdyż oddzieliły się od Tego, który z taką miłością ofiarował im siebie za przyjaciela i przyjaźń swoją chciał im okazać uczynkiem. Dlatego z taką usilnością ostrzegam dusze, by się nie wystawiały na okazje, bo diabeł z daleko większą zawziętością czatuje na każdą z nich niż na całe gromady innych, którym Pan tych łask nie użycza, każda bowiem z nich (s.289) wielkie mu może przynieść straty, przykładem i wpływem swoim pociągając za sobą drugich, każda też może wielkie przynieść pożytki Kościołowi Bożemu i znaczne mu oddać usługi. A chociażby żadnego innego powodu nie miał, to ten jeden, że Pan w boskiej łaskawości swojej taką tym duszom szczególną miłość okazuje, dostateczną byłby mu pobudką, by z natężeniem wszystkiej złości swojej starał się je zgubić. Sroższe więc od drugich mają te dusze do znoszenia napaści i walki, za czym i upadki ich o wiele muszą być cięższe, jeśli upadną.

Od tych niebezpieczeństw wy tutaj, siostry, o ile ludzka przezorność przewidzieć zdoła, jesteście wolne; niechże was Bóg broni także od niebezpieczeństwa pychy i próżnej chwały! Diabeł nieraz kusi się podrabiać te łaski; ale łatwo się poznać na tej robocie jego, bo tych skutków, o których mówiliśmy, diabelskie to fałszerstwo nie sprawuje, owszem, wręcz przeciwnie.

11. Jedno zwłaszcza może tu grozić niebezpieczeństwo, na które (choć już na innym miejscu o nim mówiłam) chcę jeszcze i tutaj zwrócić waszą uwagę. Zdarza się ono, jak sama widziałam, osobom oddanym modlitwie, szczególnie niewiastom, które jako słabsze, łatwiej temu, o czym tu chcę mówić, podlegają. Otóż bywa nieraz tak, że podobne osoby, czy to skutkiem zbytnich umartwień, czuwań i modlitw, czy też wprost skutkiem słabej swej kompleksji, za każdą, jaką w sobie uczują, pociechą duchową doznają zarazem zniemożenia na ciele. Wewnątrz więc mają zadowolenie, zewnątrz opadanie na siłach. Jeżeli to jest tak zwany sen duchowy, a jest to coś wychodzącego nieco dalej poza to, o czym tu mówię, to nic złego. One jednak, biorąc jedno za drugie, wyobrażają sobie, że to czysto fizyczne osłabienie jest także objawem duchowym i poddając się jemu, wpadają w rodzaj upojenia, a że to upojenie, skutkiem wzmagającego się coraz bardziej poddawania się i słabnięcia natury, coraz wyżej się potęguje, więc gdy dojdzie do pewnego stopnia, zdaje się im, że mają (s.290) zachwycenie. Ja zowię to nie zachwyceniem ale ogłupieniem; nic tu nie ma innego, jeno marne tracenie czasu i niszczenie zdrowia.

12. Jednej takiej zdarzało się do ośmiu godzin zostawać w podobnym stanie, bez żadnego odchodzenia od zmysłów i bez żadnego wewnątrz podniesienia do Boga, aż za sprawą kogoś, kto się poznał na rzeczy, okazało się, że zwodziła tylko spowiednika i drugich, i samą siebie, bo umyślnie oszukiwać się nie chciała. Kazano jej dłużej spać i więcej jeść, i umniejszyć swoich umartwień, za czym i zaraz ustały rzekome one zachwycenia. Nie wątpię, że diabeł miał w tym ręką swoją, chcąc z tego oszukania wyciągnąć jaką korzyść dla siebie, jakoż i zaczynał już wyciągać niemałą.

13. Kiedy taka rzecz prawdziwie pochodzi od Boga, wtedy, zważmy to dobrze, choć będzie omdlewanie wewnątrz i zewnątrz, dusza przecież nie mdleje, owszem, żywo czuje szczęście swoje i niewypowiedzianą ma radość, widząc siebie tak blisko przy Bogu; nigdy też ten stan nie trwa tak długo, ale po krótkiej chwili przemija. Może wprawdzie to upojenie w ciągu tejże modlitwy się powtarzać, ale nigdy ono nie dochodzi do tego stopnia, by zdrowie i siły ciała od niego niszczały, ani nie sprawuje w nim nigdy bólu zewnętrznego. Miejcie więc rozsądek i która by skutkiem takich uniesień uczuła w sobie zbytnie wycieńczenie, niech szczerze się przyzna przełożonej, niech stara się myśli rozerwać, niech skrócą jej czas modlitwy i nie pozwalają jej modlić się bez przerwy całymi godzinami, ale każą jej dobrze jeść i dłużej spać, póki osłabione siły przyrodzone nie wrócą. Jeśliby zaś tak wątły miała organizm, iżby powyższe środki okazałysię dla niej niedostateczne, będzie to znak, że Bóg ją przeznacza wyłącznie do życia czynnego; boć w każdym klasztorze potrzeba, by były takie i takie; niech ją więc zajmują około posług domowych, niech pilnie baczą, by rzadko pozostawała na samotności, inaczej zdrowie jej zmarniałoby do reszty. Będzie to dla tej biednej duszy ciężkie umartwienie, ale tu właśnie Pan wystawia na próbę jej miłość i doświadcza, jak zniesie to oddalenie od obecności Jego, za czym później może (s.291) raczy przywrócić jej siły; a jeśli nie, tym bardziej więc niech będzie pewna, że modląc się ustnie i pilnując posłuszeństwa, taki odniesie pożytek i taką będzie miała zasługę, jakby jej dano było używać pociech bogomyślności.14. Zdarzają się wreszcie — jak i sama takie znałam — głowy tak słabe i tak bujnej fantazji, że cokolwiek im na myśl przyjdzie, to zaraz biorą za rzeczywistość i zdaje im się, że widzą to na oczy. Jest to stan bardzo niebezpieczny, ale na teraz o nim nie mówię, może powiem później. Długo i szeroko zastanawiałam się nad tym czwartym mieszkaniem, bo do niego, jak sądzę, najwięcej dusz wchodzi; a przy tym stykają się tu rzeczy przyrodzone z nadprzyrodzonymi, łatwiej tu więc diabeł zwodzić i szkodzić może niż w dalszych mieszkaniach, o których jeszcze mówić będę, a do których trudniejszy ma przystęp dzięki większej bliskości Pana, który niech będzie błogosławiony na wieki, amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *