Ks. Zbigniew Załęcki: Dogmat i tiara. Paweł Lisicki – Esej o upadku rzymskiego katolicyzmu.

Książka: Dogmat i tiara jest o porzuceniu dogmatu, o paraliżu zasady dogmatycznej oraz rezygnacji papieża z władzy. Autor tym samym ukazuje przyczyny obecnego kryzysu w Kościele. Dużo miejsca poświęca aktywności modernistycznej ks. Jozefa Ratzingera sięgając do lat jeszcze przedsoborowych, kiedy to do seminarium w Niemczech przenikały idee nowej teologii, potępiane przez ówczesnych papieży. Jego formacja intelektualna była pod wpływem teologów i myślicieli takich, jak Henri de Lubac, Ebner, Franz Rosenzweig, Martin Buber. Według tych myślicieli „religia zlewa się z filozofią, wiara staje się przeżyciem. Człowiek już nie potrzebuje pośrednika, który powie, w co wierzyć i który będzie domagał się posłuszeństwa w wierze” – pisze Lisicki. Wiara to dialog i wejście w relację z Boskim Ty). To, co bardzo ważne, to fakt, że ks. prof. Ratzinger przyczynił się do odrzucenia przygotowanych przez Święte Oficjum projektów dokumentów oraz miał duży wpływ na kształt nowych dokumentów soborowych, był bowiem doradcą – teologiem kardynała Fringsa z Niemiec. Paweł Lisicki pisze w swej książce wręcz o przewrotach jakie dokonały się za przyzwoleniem Jana XXIII na soborze watykańskim II. Wiązały się one właśnie z odejściem od teologii tradycyjnej (scholastycznej) opartej na tomizmie, a przyjęciem wizji nauczania (nowej teologii) przez teologów modernistycznych (Karl Rahner, Y. Congar, J. Ratzinger).

            I. Zasada dogmatyczna i jej paraliż.

            Henryk Mario Radaelli (+2020 r.), uczeń Gilsona, w ostatnim długim wywiadzie z 2018 r. mówił: „Przez ponad pięćdziesiąt lat teologowie heretyccy, źli, próbowali zdobyć władzę i teraz im się udało. To z tego powodu mówię o herezji u władzy. Papieże nie są heretykami, nie powiedziałem tego nigdy o żadnym papieżu. Poszli oni jednak za szaloną ideą Jana XXIII, który mówił: potwierdzamy stałą doktrynę bez potępiania nikogo. To niemożliwe; potępienie, to część wyjaśnienia dogmatu, druga strona tej samej monety. Jeśli chce się odnieść dogmat do czasów współczesnych, w których są herezje, z konieczności należy je potępić. Nie potępiać niczego oznacza aprobować wszystko, a aprobować wszystko oznacza, że nie ma już wiary katolickiej” (s.24). 

Paweł VI w 1972 roku powiedział, iż „przez jakąś szczelinę do Bożej świątyni dostał się swąd Szatana”. Paweł Lisicki pisze, że ów swąd szatana przedostał się do Kościoła wskutek paraliżu zasady dogmatycznej. To ten moment, kiedy zaniechano potępiania błędów. Dokonało się to podczas soboru watykańskiego II.

Czym jest dogmat, znakomicie opisał to św. John Newman w Apologii pro vita sua: „Od wieku piętnastu lat dogmat był dla mnie fundamentalną zasadą religii. Innego rodzaju religii nie znam, ani nawet nie mogę wczuć się w jego koncepcję. Religia, która byłaby tylko uczuciem, jest dla mnie urojeniem i parodią” (s. 30).

Wiara nie jest ślepym porywem serca, ale jest przylgnięciem rozumu do prawdy dzięki łasce. Prawdy Boże pochodzą z Objawienia, są czymś zewnętrznym i sam człowiek o własnych tylko siłach nie jest w stanie je poznać. Obok rozumu konieczna jest łaska.

 Dogmat, to nie suchy i abstrakcyjny zwrot, nie znak ograniczenia i zamknięcia: dogmat, to droga do Nieba, furtka i brama do życia nadprzyrodzonego.

Św. Atanazy pisał: „Ktokolwiek chce być zbawiony, musi wyznawać całą i niepodzielną prawdę katolicką”. To właśnie wyznanie dla kard. Newmana było ulubioną modlitwą. Zasada dogmatyczna zawiera w sobie całkowite i stanowcze potępienie błędu. Bez tego głoszenie prawdy wiary pociąga za sobą relatywizację samego aktu wiary.

„Zasada dogmatyczna została pokonana przez świat – pisze Paweł Lisicki. Została sparaliżowana. Zamiast podlegać władzy Boga, świat ulega tyranii doczesności i włącza się w budowę nowej, globalnej, lepszej przyszłości” (s. 39).

Jan XXIII na rozpoczęcie soboru powiedział: „Dziś Oblubienica Chrystusa woli posługiwać się raczej lekarstwem miłosierdzia, aniżeli surowością. Kościół katolicki pragnie okazać się matką miłująca wszystkich, matką łaskawą, cierpliwą, pełną miłosierdzia i dobroci”. Te słowa nakreśliły kierunek prac nad dokumentami soboru. Mocne otwarcie na inne wyznania (ekumenizm), dialog z innymi religiami i mocne bezkrytyczne skierowanie do świata, siłą rzeczy wykluczały potępienia błędów i krytyczne oceny. Z tegoż powodu na soborze nie potępiono komunizmu, mimo że biskupi z całego świata w przedpoborowej ankiecie wyrażali wolę potępienia a także ponad 200 ojców soborowych domagało się tego. Sądzono, że wystarczy tak przeformułować nadprzyrodzoną naukę z Nieba, przedstawić ja tylko pozytywnie, żeby była bardziej przyjazna, podana w atrakcyjnej formie mądrości, a świat zachodni po klęsce wojennej spragniony prawdy chętnie ją przyjmie. Wystarczy usunąć z wiary to, co tak odpycha człowieka współczesnego – apodyktyczność, posłuszeństwo, potępienie błędu – a człowiek ten, wyczerpany wojnami i nihilizmem wróci do Kościoła. Taka naiwna wiara towarzyszyła pasterzom Kościoła wspieranym przez liberalnych teologów.

 II. Porzucona tiara. Rezygnacja z koronacji.

Tiara, potrójna korona, przez wieki była symbolem papiestwa, znakiem rozpoznawczym najwyższego kapłana, jako papieża. Papieskie pieczęcie nosiły tiarę, a herb papieski odróżniał się od innych herbów właśnie przez tiarę.

Co właściwie znaczyło ukoronowanie przez tiarę? Jakie przesłanie zawierało ono w sobie?

Wraz z koronacją tiarą były wypowiadane słowa: „Przyjmij ozdobioną trzema koronami tiarę i wiedz, że jesteś Ojcem książąt i królów, Panem i kręgu Ziemi, Zastępcą naszego Zbawiciela, dla którego jest cześć i chwała na wieczność”. Koronacja tiarą (nie mitrą) i towarzyszące jej pierwsze błogosławieństwo miasta i całego okręgu ziemi to był decydujący obraz, który symbolizował objęcie urzędu. Bez tiary nie było papieża pisał Wolf. Ale tiara nie tylko czyniła papieża papieżem, pokazywała coś więcej. Poddawała ona całość  ziemskiej władzy pod zwierzchnictwo władzy papieża i tym samym w sensie symbolicznym wskazywała,  że w ostatecznym rachunku  ta władza pochodzi z góry, od Chrystusa, że nie pochodzi ani od ludu, ani z podbojów, ani z  własnej przemyślności.

Tiara uświęcała również władzę jako taką. Wskazywała na udział w Boskiej władzy. Dzięki koronacji tiarą niewidoczne, zakryte, tajemnicze przymioty Boga, stawały się widzialne dla całego okręgu ziemi. W stosunku do władców tego świata pokazywały ich względność i ograniczoność względem Chrystusa, Króla królów. Koronacja tiarą i jej noszenie są symbolicznym zaprzeczeniem  soborowej nauki  o autonomii i niezależności sfery świeckiej i politycznej od władzy duchowej. Co się tyczy wiary i prawa Bożego, państwa świeckie nie mają autonomii, podlegają z natury najwyższej władzy Chrystusa. a tym bardziej władza duchowa Kościoła nie podlega władzy świeckiej. Papież Bonifacy VIII (XIII w.) tak przedstawiał relacje władzy duchowej: „Obie władze pochodzą od Boga, jednakże ład wymaga, aby jedna była podporządkowana drugiej: wyższa jest jednak władza duchowa. To jej przystoi ustanawiać władzę świecką i napominać ją, kiedy zbłądzi.” Ta symbolika odnosi się do drugiej korony w tiarze. Symbolizuje potrójną władzę papieża: jako zwierzchnika władców ziemskich, głowy Kościoła i Zastępcy Chrystusa. interpretacje potrójnej korony były różne. Jedni twierdzili, że pokazuje ona władzę nad niebem, ziemią i światem podziemnym lub też nad trzema częściami świata: Europą, Azją i Afryką. Według innej hipotezy trzy korony oznaczają Kościół cierpiący w czyśćcu, wojujący na ziemi i triumfujący w niebie. 

Tiara służyła nie tylko do koronacji. Papież nakładał ją zawsze, gdy miał do obwieszczenia światu coś wyjątkowo ważnego, gdy domagał się posłuszeństwa, gdy to, co głosił, miało mieć powszechnie wiążący charakter (np. ogłoszenie dogmatu).    

Kiedy w 1964 roku Paweł VI odsunął (sprzedał) tiarę, można to było odczytać jako kapitulację przed światem. Tak jak rezygnacja z potępienia herezji sparaliżowała dogmat, tak porzucenie tiary pokazało spętanie duchowej władzy papieży. Był to pierwszy, ale przełomowy krok do sekularyzacji papiestwa. Od tej pory coraz wyraźniej widać, że papież służy doczesnym, przemijającym, ziemskim celom: pokojowi światowemu, obronie praw człowieka, ostatnio ekologii i walce z ociepleniem klimatu. Rezygnując z tiary, papież przyjął rolę, jaką świat jest gotów zaakceptować – rolę jedynie duchowego lidera. Głos Kościoła w tej nowej sytuacji może być jedynie opinią, jedną z wielu, które docierają do suwerena. Jednocześnie rezygnacja z tiary była sygnałem w stronę świata, że nad władzą człowieka nie ma innej władzy, a Chrystus może być królem jedynie u kresu czasów. Był to ukłon w stronę innych wyznań i religii. Tiara ponadto raziła protestantów (s. 47, 51).

Niestety, kolejni papieże nie odważyli się na koronację.

3. Jan XXIII i zwołanie soboru watykańskiego II

            Papież Jan XXXIII publicznie ogłosił zwołanie soboru 25 stycznia 1959 r. Nikt wówczas nie podejrzewał, jaki kierunek będą miały prace. Nawet kardynałowie skupieni wokół Świętego Oficjum nie tracili ducha. Jak pisze de Matei, zwolennikami soboru byli kardynałowie Ottaviani i Rufini. Obaj wierzyli, że sobór potępi błędy współczesności i zada decydujący cios nowej teologii. Tak było w historii, gdy sobór trydencki potępił błędy protestantów, a sobór watykański I potępił błędy racjonalizmu i naturalizmu. Stało się jednak inaczej. „Sprawnie zorganizowana mniejszość od początku pragnęła tylko jednego: pojednania Kościoła ze światem, i gotowa była za to zapłacić największą cenę: odrzucić zasadę dogmatyczną”(s. 183) pisze Paweł Lisicki. Wytrychem, jakim się kierowano, była „troska duszpasterska”, która jakoby domagała się pozytywnego przekazu prawd wiary, nie zrażać niczym ludzi, nie krytykować, dążyć do pojednania, mówić o tym, co łączy, a nie o tym co dzieli (ekumenizm międzywyznaniowy i dialog międzyreligijny), w imię pokoju nie konfliktować się ze światem.

            Formalnie i oficjalnie najważniejszą funkcję przewodniczącego Komisji teologicznej sprawował sekretarz Świętego Oficjum kard. Ottaviani. (prefektem bywał papież). Papież zlecił też przygotowanie dokumentów (schematów), nad którymi miał pracować Sobór. Jednocześnie zaczął też działać sekretariat ds. Jedności Chrześcijan powołany w 1960 r., kierowany przez kardynała Augustyna Beę z Niemiec. Ów sekretariat monitorował prace nad projektami tak, by one nie wpływały negatywnie na ideę ekumenizmu. „Od tej pory – pisze Lisicki –  rzymski katolicyzm miał się podporządkować wymogom ideologii ekumenizmu” (s.187). Kardynał Bea głosił nową naukę: już nie wzywał do powrotu odłączonych braci do Kościoła, ale do powszechnego nawrócenia wszystkich do centrum, którym jest Chrystus. Ignorował w ten sposób naukę Piusa XII zawartą w Mistici Corporis.

     4. Nowy paradygmat.

            W przygotowania soboru włączyła się grupa tzw. teologów postępowych, dążących do zmian w Kościele. Do nich należał Hans Kueng, który w 1960 r. opublikował książkę: Sobór i ponowne zjednoczenie. Odnowa jako wezwanie do jedności. Pochlebny wstęp napisał do niej Franz Koenig z Wiednia. Zawarł w niej min. naukę o usprawiedliwieniu, wobec której nie krył zaskoczenia protestancki teolog Karl Barth – tak była mu bliska. Rok później pojawia się wspólne dzieło Karla Rahnera i Józefa Ratzingera – Episkopat i prymat, jako zapowiedź wieloletniej i ścisłej współpracy.

            „Siatka współpracy – pisze Paweł Lisicki – która miała doprowadzić do obalenia systemu katolickiego, wiązała ze sobą różnych biskupów i postępowych teologów. Ważną postacią był w niej Ivan Illich* ( z centrum misyjnym Cuernawaca (Meksyk), gdzie opracowywano strategię dla nadchodzącego soboru. Od 1961 roku Helder Camara i bp Larrain spotykali się z Ivanem Illichem, przygotowując program wspólnego działania”. Biskup Larrain pisał: „Siatka, która została utworzona przez ojca Heldera i do której powstania sam się przyczyniłem, obejmowała nie tylko biskupów Ameryki Łacińskiej, ale również prawie wszystkie kraje europejskie, w każdym razie Belgię, kraje skandynawskie, Francję, Niemcy i niektóre kraje Europy Wschodniej, szczególnie Polskę z mns. Karolem Wojtyłą i Azję… W jej skład wchodzili również tacy teolodzy jak Schilllebeeckx, Congar, de Lubac i Danieluou” (s.195).   

            Niemały wpływ na Sobór miał ks. prof. Józef Ratzinger. Już samo przemówienie: Gaude mater Ecclesia, Jana XXIII na otwarcie soboru w dużej mierze było oparte na wykładzie odczytanym przez kard, Fringsa, a napisanym przez Józefa Ratzingera. Oto niektóre fragmenty wykładu: „Jako >>Sobór odnowy<< musi w mniejszym stopniu mieć za zadanie sformułowanie doktryny (…) mającej umożliwić na nowo i głębiej świadec-two życia chrześcijańskiego w świecie dzisiejszym”. „Religia (w przyszłości) będzie miała inną postać. Co do formy i zawartości będzie uboższa, ale być może też głębsza. Człowiek tych czasów ma prawo oczekiwać, że w tym procesie przeobrażenia Kościół mu pomoże, że być może zrezygnuje z wielu starych form, które mu nie odpowiadają…” Nie da się ukryć, że na pierwszy plan wysuwa się świat i tzw. człowiek współczesny, Kościół ma temu światu służyć. To pierwszeństwo czyni względnym przekaz prawd wiary. Takie podejście Ratzingera i tym samym Jana XXIII Lisicki komentuje następująco: „Katolicyzm, z jakim styka się człowiek współczesny, to nie, jak do tej pory, wspaniałe drzewo, które wyrosło przez wieki z małego ziarna, ale raczej wielki magazyn, w którym pod kolejnymi warstwami kryje się przytłoczony klejnot. Żeby do niego dotrzeć, należy te warstwy zdjąć i pozbyć się ich, dopiero wtedy rozbłyśnie on pełnym blaskiem” (205).

W całym przemówieniu papieża autor eseju dopatruje się trzech zasadniczych błędów, które zostały zrealizowane podczas soboru: Pierwszym jest różowa, optymistyczna, wręcz utopijna ocena rzeczywistości politycznej i społecznej (jedna trzecia świata jęczy w okowach komunizmu). Drugim błędem, mającym fatalny wpływ na zawartość soborowych dokumentów, było przeciwstawienie sobie istoty doktryny i sposobu jej wyrażania., a także świadectwa. Trzeci błąd, to zaniechania potępiania błędów, co doprowadziło do paraliżu dogmatycznego. Potępianie błędów według Jana XXIII oznaczałoby praktykowanie surowości zamiast miłosierdzia. Słusznie zauważył Romano Amerio, szwajcarsko-włoski teolog, filolog i filozof, w Jota Unum, że „Kościół nigdy nie postrzegał obowiązku zwalczania herezji, wypaczeń, fałszów jako przejawu braku miłosierdzia. Przeciwnie: piętnowanie błędu było pierwszym aktem miłosierdzia wobec błądzącego” (s. 212).

5. Październikowy pucz.

Centralna Komisja Przygotowawcza, na czele której stał sam Jan XXIII liczyła 108 członków i 27 konsulatorów. Żaden inny sobór nie był przygotowany równie gruntownie, z równym szacunkiem dla praw biskupów. Najważniejszą komisją przygotowawczą była komisja teologiczna, nazywana też doktrynalną. Na jej czele stał jego sekretarz Świętego Oficjum, kard. Ottowiani. Wśród konsulatorów komisji pojawili się, wskutek decyzji papieża, teologowie potępieni za czasów Piusa XII. Byli to ojcowie: Yves Cygar, Henri de Lubac, Hans Kueng i inni. Na krótko przed rozpoczęciem soboru było gotowych 75 schematów. Po dalszych pracach redakcyjnych pozostało 20. I te wszystkie schematy zyskały aprobatę papieża, które się pod nimi podpisał. Trafiły potem do ojców soborowych, którzy mieli nad nimi pracować. Niestety, nowatorzy przygotowali bunt. Postanowili odrzucić projekty za wyjątkiem jednego, o liturgii.

„Aktywnym skrzydłem progresizmu – pisał Seewald – kierował oddział uderzeniowy złożony z niemieckich teologów na czele z Karlem Rahnerem i młodszymi teologami; Hansem Kuengiem i Józefem Ratzingerem. Podobnie działały inne komórki postępowe: Francuzi, czyli Congar, de Lubac, Chenu, Kanadyjczycy z Gregorym Baumem, Holendrzy i Belgowie z Edwardem Schilllebeeckxem (tzw. przymierze reńskie) To oni nadawali ton w pierwszej części soboru. Na czele przymierza europejskiego, które jednoczyło przeciwników Kurii Rzymskiej stali kardynałowie: Alfrink (Holandia), Tisserant. Lienart, Garrone (Francja), Suenens (Belgia), Frings, Doepfner (Niemcy), Koenig (Austria). Do nich dołączyli dwaj włoscy (Montini, Lercaro) i kardynał Bea. Pierwszym celem było doprowadzenie do zmiany porządku obrad i do, ostatecznie, odrzucenia dokumentu De fontibus (O źródłach Objawienia).

            Do puczu, bo tak można nazwać to, co wydarzyło się na soborze, dochodzi 13 października 1962. Chodziło o zmianę porządku regulaminu, aby nie doszło do wyboru w tym dniu komisji z przygotowanymi nazwiskami. Kardynał Lienart wbrew porządkowi, wyrywając mikrofon zabrał głos przekonując, że kandydaci do komisji soborowych pod kontem kwalifikacji są mało znani, choć dwa lata pracowali w komisjach przygotowaw-czych. Tak więc wybory komisji soborowych przeniesiono na 16 października. Kardynał Suenens napisał: „Szczęśliwy zamach i odważne złamanie regulaminu. Los soboru w dużym stopniu rozstrzygnął się w tym momencie. Potem przygotowano nowe listy tak, aby progresiści mięli większy wpływ na przebieg obrad, w tym wprowadzenie nowych projektów. Ponadto Jan XXIII zdecydował 20 października znieść zasadę większości wymaganej do wyborów. Romano Amerio napisał o zerwaniu reguł „legalności soborowej”.

            Także 13 października dokonano następnej, ważnej zmiany wbrew ustalonemu porządkowi. Kardynałowie przymierza wsparli wniosek ojca Schilllebeeckxa, aby odłożyć dyskusję nad najważniejszym dogmatycznym schematem: O źródłach Objawienia. Na tym mogło bardzo zależeć Ratzingerowi, wszak on miał nieco inne podejście do kwestii Objawienia. Tym tematem zajmował się w pracy habilitacyjnej, którą z trudnością obronił. Najpierw pod obrady wzięto schemat piąty o liturgii, który był do przyjęcia także przez progresistów, wszak ważny udział w jego przygotowaniu miał ks. Hannibale Bugnini, który na zlecenie Pawła VI wraz z powołaną komisja przygotowywał nową mszę.

            6. Rewolucja listopadowa.

            Decydująca batalia w obronie schematu O źródłach Objawienia trwała tydzień. W auli soborowej na zmianę występowali obrońcy Tradycji i rewolucjoniści. Wtedy to ważą się losy zasady dogmatycznej. 20 listopada dochodzi do głosowania nad schematem. Pytanie brzmi: „Czy należy przerwać dyskusję o schemacie dogmatycznym: De fontibus revelationis? Głosowało 2209 ojców, 1360 z nich opowiedziało się za przerwaniem dyskusji, 822 lub 868 było przeciwnych, a 19 oddało puste blankiety. Aby odrzucić schemat, trzeba było uzyskać większość 2/3, a progresistom do osiągnięcia celu brakowało 105 głosów. W przypadku braku takiej większości według regulaminu schemat powinien być przyjęty. Wtedy dochodzi do czegoś niebywałego. Następuje interwencja postępowych kardynałów. Do papieża udają się m.in. kardynałowie: Bea, Lienart, Leger i przekonują skutecznie papieża, aby odrzucił schemat. Papież łamie regulamin i faktycznie zawiesza. 21 listopada Jan XXIII ogłosił, że wycofuje schemat De fontibus revelationis spod obrad soboru i że zostanie on ponownie opracowany przez komisję ad hoc.

Paweł Lisicki podsumowuje to tak: „Można powiedzieć, że w chwili powołania nowej komisji 21 listopada skończył się katolicyzm rzymski, narodził się katolicyzm ekumeniczny. Zasadę dogmatyczną zastąpiła zasada ekumeniczno-dialogiczna, trwałość i stałość zostały zastąpione przez ciągłą zmianę, a przyleganie rozumu do niezmiennej prawdy – pogonią woli za niespodziankami Ducha” (245).

            Prałat Borromeo w dzienniku pod datą 3 grudnia notował: „Jesteśmy w pełnym modernizmie. (…) Dzisiejszy modernizm jest bardziej subtelny, pełen hipokryzji, lepiej zakamuflowany i bardziej przenikający. Nie chce stworzyć kolejnej burzy, tylko chce aby cały Kościół stał się modernistyczny, nie zdając sobie z tego sprawy. (…) Dzisiejszy modernizm (…) ratuje całe chrześcijaństwo, jego dogmaty i jego organizację, a przy tym całe je wypróżnia i wywraca do góry nogami. To nie jest już religia przychodząca od Boga, ale religia, która pochodzi bezpośrednio od człowieka, a pośrednio od boskości, która jest w człowieku” (s. 248).

            Odrzucenie konstytucji O źródłach Objawienia oznaczało odrodzenie modernizmu.

* Ivan Illich urodził się w rodzinie potomków królewskiego rodu Dalmacji, był synem inżyniera, matka była Żydówką, przez co w roku 1941 usunięto go ze szkoły. Studiował teologię i filozofię na uczelniach we Florencji, Rzymie i w Salzburgu. Napisał doktorat na temat poglądów Arnolda Toynbeego. W latach 1952–1969 był kapłanem kościoła katolickiego. Od 1956 był wicerektorem Uniwersytetu Katolickiego w Portoryko. W 1961 założył placówkę naukowo-badawczą i kształceniową: Centrum Dokumentacji Międzykulturowej (CIDOC) w Cuernavaca (Meksyk). Placówka ta przygotowywała też przyszłych misjonarzy katolickich. Początkowo był wspierany przez władze kościelne, lecz z czasem jego poglądy ewoluowały, ostatecznie utracił wsparcie Kościoła i porzucił kapłaństwo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *